Blase należy już do klasyki, ale broń Boże do przeszłości. Wciąż świetnie się sprzedaje, kobiety są w stanie wiele zrobić, by go dostać. W 2010 roku ktoś zapoczątkował plotkę, jakoby te perfumy wycofano z produkcji. Nie prawda, nadal są dostępne, trzeba tylko poszukać w osiedlowych drogeriach, ewentualnie w internecie. Co mogłabym powiedzieć o samym zapachu? Prawdziwie kwiatowa kompozycja, pasująca szczególnie jesienią i zimą, dla pań trzydziestoparoletnich, odpowiednia na wielkie wyjścia lub na co dzień. Niegdyś zapach ten wzbudzał sensację, dziś kupowany jest raczej z przyzwyczajenia, z sentymentu. Niemniej jednak potrzeba czasu, aby się z nim oswoić, polubić dziwne nuty zapachowe, które skłaniają do określania ich aldehydowymi. Dziwne nuty... ale z pewnością niepowtarzalne, bodajże nigdy nie kopiowane, poniekąd tajemnicze i odurzające. Mimo, że premiera nastąpiła w 1975 roku, Blase kojarzy mi się z latami 90tymi, wtedy kiedy kobiety zaczynały czuć się jakby wyzwolone, towary zaczynały być dostępne dla wszystkich a perfumy były po prostu luksusem. Opakowanie jest bardzo proste, ale wnętrze nie jest zwyczajne. Nawet największy flakon z powodzeniem możemy włożyć do torebki, nie będzie przeszkadzał. Jeżeli zależy nam na trwałości, wybierzmy najmniejszą wersję Blase, wówczas zapach tak szybko nie będzie się ulatniał. Trwałość dobra, ale na ubraniu, nijaka na skórze suchej.
SZUKAJ NAZWY PERFUM LUB KOSMETYKÓW
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
nieprzegnieceni
OdpowiedzUsuń