Im więcej posiada się perfum to czasem bywa to frustrujące. Psują się, zalegają na półkach, zapominamy o nich i nici z naszego konserwatywnego minimalizmu, jaki sobie założyliśmy chociażby na nowy rok.
Jeśli chodzi o mój minimalizm to wciąż związany jest z kosmetykami, ubraniami i generalnie gadżetami w domu, nie dotyczy jedynie perfum i gier video - moich dwóch pasji i cieszę się, że w przypadku tych pierwszych, przychodzą najczęściej same, np. na urodziny czy imieniny. Czasami jednak duża ilość perfum zaburza moją koncepcję "czym się dziś poperfumować?", bo tyle ich jest i każdych chciałoby się użyć, jednakże to Wy przychodzicie mi z pomocą i aktywnie bierzecie udział, głosując na zapach, o jakim powinnam napisać czy użyć.
Jeszcze 20 lat temu perfumy z ekskluzywnych perfumerii były towarem luksusowym, dziś niestety tego nie powiem. Jesteśmy już przyzwyczajeni do luksusu i wiele osób nie rozważa już zakupu perfum jako wielkiego, wyjątkowego wydarzenia.
W jednej z ankiet na instastory najwięcej głosów zdobyła najnowsza propozycja od marki Chanel, mianowicie Gabrielle Essence edp 50ml. Nie mam w swojej kolekcji pierwszej Gabrielle, chociaż testowałam wielokrotnie, nie będę się do niej odnosić w tej recenzji. Nie cierpię słowa Flanker, wolę używać określeń "nowa odsłona zapachu" czy "wznowiona wersja" itp.
Kiedy patrzę na flakonik Gabriele Essence edp i tą nieszczęsną papierową naklejką z nazwą perfum, którą szybko można odkleić, to nasuwa mi się myśl, że faktycznie "tamte czasy" pięknych buteleczek Chanel chyba bezpowrotnie minęły. Fakt, wygląda masywnie, ale tylko wygląda, w ręku jest zupełnie lekki i "tani", jakby plastikowy, łatwo go stłuc, wykonany z bardzo cienkiego szkła. Gabrielle Essence w swoim składzie zawiera mnóstwo intensywnie pachnących kwiatów czyli jest kompozycją solarną, słoneczną, ciepłą.
Dedykowana kobietom skupionym na swoich potrzebach, otwarcie wyrażających swoje przekonania i oczekiwania, chcących podążać własną drogą i żyć pełnią życia. Lansowany jest zdrowy egoizm i piękno. Coś pięknego! Gabrielle Essence należy nosić ostentacyjnie, używać często, intensywnie spryskując ciało i ubranie, akurat za tym pomysłem jestem jak najbardziej na "tak", kocham dobrze i mocno pachnieć, ten fakt podkreśla moją pewność siebie i zaznacza moją obecność. Czyli generalnie kampania reklamowa przypadła mi do gustu, jestem za obfitym perfumowaniem się jako przejaw zdrowego egoizmu.
Ale co dokładnie znajduje się w tych perfumach? Z racji tego, że jest to zapachowy nektar, swoista skoncentrowana esencja, spodziewałam się wyśmienitej trwałości a jeśli nie trwałości to harmonijnego rozwijania się składników. Co otrzymałam? Jak odbieram ten zapach? Mnóstwo pytań przychodzi mi do głowy w tym momencie, ale wszystko po kolei.
Kompozycję Gabrielle Essence zbudowano z czterech kwiatów, zmysłowego i słodkiego jaśminu, przydymionego i zarazem nieco owocowego ylang - ylang, co więcej, świeżego i świetlistego kwiatu pomarańczy a także kremowej, sensualnej, kuszącej, zdecydowanej tuberozy z Grasse.
Ponoć tuberoza wywodząca się z tego miasta uważana jest za najbardziej czarujący kwiat, w opisywanej wodzie perfumowanej jest mocna, promienna, ciepła, otulająca, lecz wydaje mi się, że przytłoczona jednak kwiatem pomarańczy, tą specyficzną pudrową nutką przedojrzałych cytrusów. Kolejność z jaką ujawniają się przede mną składniki jest następująca: najpierw czuję białe kwiaty, następnie cytrusy, później akordy drzewne a na końcu, gdzieś tam mimochodem - słodkie.
Czasami przypomina mi się klasyczna woda perfumowana Dior J`dore chyba przez obecność kwiatów. Niemniej jednak zapach jest przyjemny, aczkolwiek ze stylem dawnej Chanel kompletnie nie powiązany, aldehydowa nutka przewija się skromnie między bukietem kwiatów, lecz nie mam cierpliwości wczuwać się w nią bardziej.
Myślę, że są to perfumy raczej na popołudnie i wieczór niż na rozpoczęcie dnia. Za mało w nich typowej świeżości i lekkości, kojarzonej ze szczęśliwymi porankami. Muszę przyznać, iż całkiem dobrze utrzymują się na skórze, jednakże są takie "intymne", bliskoskórne, moje otoczenie ich nie czuje. Wyśmienicie trzyma się na ubraniu i dodatkach a do tego polecam zaopatrzyć się w perfumy do włosów z tej samej linii, które dodatkowo nawilżą suche końcówki. Nie czuć ani grama alkoholu, od razu rozkwitają kwiaty.
Nie jestem na tak i nie jestem na nie, gdzieś tkwię pośrodku, nie potrafiąc wydać ostatecznej opinii, co rzadko mi się zdarza podczas pisania recenzji. Albo muszę dojrzeć do tego zapachu, tak jak do No 5 lub odstawić go na pewien czas i powrócić ze świeżym nastawieniem.
Niemniej jednak Gabrielle Essence to zapach.. taki gęsty, nawet balsamiczny, metaliczny momentami, nie aż tak ciężki jak klasyczne propozycje marki, ale na tyle zdecydowany, bo najczęściej wybieram go jak wspomniałam popołudniami i wieczorami, choć dla niektórych pań jest niezwykle zachowawczy, oficjalny, konserwatywny.
Reasumując moi Drodzy, zapach warto przetestować i porównać z pierwszą wersją, sprawdzić, jakie składniki wysuwają się u Was na pierwszy plan, jakie uczucia towarzyszą podczas obcowania z tym zapachem. Mimo wszystko, porównując z innymi, jest to póki co najlepsza nowa odsłona wydanego wcześniej zapachu. Zawsze zwracam uwagę na pierwsze wrażenie, jeśli jest pozytywne, z zaciekawieniem obserwuję jak się rozwija i jak się czuję, zaś jeśli negatywne, daję szansę. W przypadku Gabrielle Essence było jak najbardziej pozytywne, dopiero później "zawisłam" między niebem a ziemią, w takim między-stanie. Sprawdźcie na sobie, dajcie znać w komentarzach lub na maila madameperfumella@yahoo.com