SZUKAJ NAZWY PERFUM LUB KOSMETYKÓW

Madame Perfumella Blog o perfumach i kosmetykach 2024

01 sierpnia 2015

Sensilis Correctionist krem na noc (recenzja)

Lata 80te. Kiedy byłam małą dziewczynką lubiłam patrzeć na Mamę jak pielęgnuje swoją skórę nakładając wieczorny krem. Powstawał taki miły dla oka kontrast pomiędzy bielą kremu a różowo - perłowym kolorem jej paznokci. Wtedy przyrzekłam sobie, że kiedy dorosnę będę zawsze tak robić. I robię, gdyż dbam o swoją skórę, daję sobie odrobinę luksusu i mam poczucie, że jestem zadbana. Teraz obie stosujemy dobre kosmetyki, świadomie, z korzyścią dla skóry.

Czy krem na noc jest potrzebny?

Tak, bo zwiększa odbudowę tkanek i kiedy patrzymy rano w lustro mamy lepszy nastrój. Luksus wiecznie młodej skóry to hasło serii Correctionist, które przyciągnęło moją uwagę i spowodowało chęć, nagłą potrzebę wypróbowania kosmetyku. Wersja na noc dedykowana jest do każdego typu cery i ma właściwości regenerujące. Co przez to rozumiemy? Wysoką wartość odżywczą i naturalne zdolności regenerujące dzięki takim składnikom jak: ekstrakt z drzewa Maniklara, alantoina, pantenol, miłorząb japoński. To silny kompleks nie tylko regenerujący, ale korygujący widoczne oznaki upływu czasu walcząc ze zmarszczkami i zapobiegając powstawaniu nowych.



Peptyd z jadu węża to dominujący składnik w dziennej wersji Correctionist, zaś w wersji nocnej ekstrakt z drzewa Maniklara jest najbardziej aktywny, m.in. stymuluje produkcję kolagenu. Alantoina działa nawilżająco, ściągająco, podobnie jak pantenol, przyspiesza regenerację. Flawnoidy obecne w wyciągu z miłorzębu japońskiego opóźniają starzenie się skóry, chronią kwas hialuronowy, uszczelniają naczynia krwionośne, likwidują obrzęki, korzystnie wpływają na mikrokrążenie skórne.

Sensilis w swoich produktach ukazuje miłe dla oka i w dotyku tekstury. W niniejszym kremie; formuła w słoiczku jest delikatna, biała, podczas rozprowadzania na skórze biel niknie, formuła staje się silikonowa, nie lepiąca, nie tłusta, choć zawiera również glicerynę i masło z nasion kakaowca, co wydaje się takim "tłustym" składnikiem. Nie ma działania komedogennego (nie zapycha porów) i ekspresowo się wchłania; brak tłustej warstwy na skórze. Pozostawiła lekki niedosyt w przypadku mojej normalnej / suchej skóry i za każdym razem musiałam aplikować drugą, ale mniejszą warstwę. Co ciekawe czułam na skórze delikatne aczkolwiek miłe mrowienie i chłodzenie tak jak w przypadku kremów z kwasem hialuronowym. Podejrzewam, że był to ściągający wpływ alantoiny. I w tym momencie muszę przyznać, że nocna wersja działa bardziej przeciwzmarszczkowo niż regenerująco. Skóra tuż po nałożeniu kremu była napięta, wygładzona, rozjaśniona, ale dopiero później odżywiona. Zawsze subtelna w dotyku. Sądzę, że dla pań dojrzałych, takich jak moja Mama, krem wykaże mocniejsze działanie regenerujące, nawilżające, korzystnie wpływające na naczynka krwionośne niż przeciwzmarszczkowe (od tego jest wersja dzienna).



Zapach podobnie jak w wersji na dzień jest charakterystyczny, niespotykany, trochę skórzany, aczkolwiek świeży, lekko cytrusowy, wyjątkowo długotrwały jak na tego typu kosmetyk (nawet do pół godziny). Nie przeszkadzał mi kiedy leżałam już w łóżku próbując zasnąć. Myślałam o rozświetlonej skórze jaką zobaczę rano.

Jak pisałam w poprzednich recenzjach cechą charakterystyczną opakowań u Sensilis jest minimalizm, zaś zawartość jest zawsze bogata w składniki. Kartonikowe opakowanie jest śliskie i gładkie, szybko przyciąga pyłki kurzu, podobnie jak słoiczek. Ale to nie wpływa w żaden sposób na moją opinię. Trzeba po prostu dbać o porządek. Wewnątrz kartonika znajdziemy zafoliowaną ulotkę w języku polskim oraz plastikową szpatułkę do higienicznego nakładania kosmetyku. Nigdy jej nie używałam, aplikacja kremu to dla mnie także masaż a nie tylko podstawowa pielęgnacja.



Używanie kremu na noc Correctionist należało do przyjemnych czynności, których nie mogłam sobie odmówić nawet po ciężkiej pracy. Efekt komfortu bezcenny. Czasem zdarza mi się, że nakładam grubą warstwę kremu na noc jako odmładzającą maskę i pozostawiam do wchłonięcia. W przypadku propozycji Sensilis nie robiłam tego z uwagi na konsystencję trochę przypominającą silikonową bazę pod podkład (szybko wchłaniającą się).



Jestem zadowolona z możliwości przetestowania kremu, z rezultatów jakie mi dał oraz z tego, że czułam się zadbana w odpowiedni sposób. Komu polecam ten krem? Polecam go szczególnie właścicielom skóry mieszanej i naczynkowej. Correctionist na noc zagwarantuje efekt naprężenia, zregeneruje, i nada odmłodzone cechy w ciągu minimum 28 dni. Tyle bowiem trwa cykl odnowy naskórka. Cera tłusta, trądzikowa, z przebarwieniami i wrażliwa wymagają innych specyfików.

Podsumowanie:

- minimalizm w opakowaniu i bogactwo składników

- dość specyficzny, ale sugestywny zapach

- konsystencja biała w słoiczku, podczas aplikacji bezbarwna i silikonowa

- dedykowany osobom 40+ choć moim zdania działa w zależności od wieku i potrzeby: regeneruje / działa przeciwzmarszczkowo / chroni naczynka krwionośne

- u posiadaczy skóry bardzo suchej może być niewystarczalny jeśli chodzi o pierwszy efekt, tj. nawilżenia, gdyż wchłania się niesamowicie szybko

- napina skórę, ujędrnia, wygładza

- średnio wydajny przy mojej cerze normalnej / suchej (musiałam powtarzać aplikację)

- ze względu na szybko wchłaniającą się konsystencję i składniki polecam szczególnie do cery mieszanej lub naczynkowej

- skuteczny i luksusowy, zero szorstkości

- nie wysusza skóry, nie działa alergizująco, nie zapycha

- naprawdę dobry krem, godny uwagi wśród osób narażonych na szkodliwe działanie środowiska

- dostępny w aptekach i drogeriach, np. hebe

- pojemność 50ml

- nie zawiera parabenów, PEG-100 Stearate to nie paraben a składnik umożliwiający powstanie emulsji

- więcej informacji na www.sensilis.pl

"Krem regenerujący na noc Correctionist to maksymalna korekcja, maksymalna kosmetyczność i maksymalna skuteczność" - Sensilis.pl.


29 lipca 2015

Magazyn drogeria HEBE Sierpień 2015

Jak wiecie od 2013 roku redaguję w magazynie hebe dział perfumowy i tym, razem przedstawiam przede wszystkim nowości zapachowe z firmy Jeanne Arthes tj. Romantic (polecam miłośniczkom pierwszego zapachu z serii Si od Giorgio Armani) i Boum Candy Land, których jedynym przedstawicielem na Polskę jest firma dexplus.pl

Jak zatrzymać zapach wakacji? O tym dowiecie się na stronach 26-31.

http://issuu.com/drogeriahebe/docs/hebe_082015


26 lipca 2015

Jak przechowywać PERFUMY?

Na opakowaniach perfum nie znajdziemy informacji jak prawidłowo je przechowywać. Takowe rady dobry sprzedawca powinien udzielać osobom, które pierwszy raz kupują zapach. Ale czy my, posiadający więcej niż jedno pachnidło wiemy jak prawidłowo je chronić? Na co powinniśmy zwrócić szczególną uwagę? Przed czym się ustrzec?


- zadbaj o odpowiednią temperaturę - nie możemy narażać naszych perfum na zmiany temperatur. Optymalna to 20 stopni C. Częste wahania powodują, że zapach gnije lub zanika. To zjawisko da się zauważyć w perfumeriach, zapach testerów szybko "jełczeje". Można przechowywać perfumy w lodówce, ale pod warunkiem, że nie wyjmujemy ich codziennie i temperatura jest stale kontrolowana. Dotyczy to osób, które po prostu zbierają flakony i nie używają danego zapachu latami. Inaczej, lodówka zniszczy kompozycję w ciągu miesiąca.

- wpływu powietrza nie da się uniknąć - nie jest to nieuniknione, ale na szczęście perfumy z atomizerem wolniej poddają się psującej jakość mieszaninie gazów zwanych powietrzem.

- zgaś światło - pracuję w drogerii, testery perfum narażone są działanie sztucznego i naturalnego światła, psują się o wiele szybciej, często po miesiącu nie nadają się do użycia, wobec czego wymieniam na nowe. Generalnie perfumy wystawione na działanie światła zaczynają się psuć poprzez stopniowe pogarszanie się trwałości, redukują się pewne nuty a ujawnia nieprzyjemna zjełczała woń. Kolejnym zjawiskiem pogorszenia jakości jest zmętnienie i zmiana barwy wody - blaknięcie lub zażółcenie.

- ogranicz wstrząsy - może absurdalnie to brzmi, ale wstrząsy działają niekorzystnie tak samo jak światło. Przez kilka tygodni nosiłam perfumy w torebce, później nie miałam już z nich żadnego pożytku.

- opracuj własną skuteczną metodę aplikacji perfum ograniczając wprowadzanie zanieczyszczeń - w tym przypadku pomińmy zmysłowość w aplikacji perfum. Szczególnie narażone są na zanieczyszczenia perfumy bez atomizera, nakładane palcem, lub kulkowe. Wirusy, bakterie, grzyby - to wszystko "wisi" w powietrzu, pamiętajmy o szczelnym zamykaniu flakonika i nie pożyczaniu kulkowego zapachu absolutnie nikomu.

- oryginalne opakowanie - nie wyrzucajmy kartonika po perfumach, przechowujmy je pionowo, on utrzyma stałą temperaturę. Bzdurą jest, że perfumy muszą leżakować jak wino lub stać do góry nogami. W ten sposób zapach i tak z czasem się ulotni.



23 lipca 2015

Samantha Young Cofnąć Czas recenzja książki



Cofnąć Czas. Jest to jedyna książka Samanthy Young, którą przeczytałam. Należy do serii On Dublin Street i teoretycznie powinnam po nią sięgnąć jako ostatnią. Nie miałam okazji zdobyć wcześniejszych części, nie znałam tej autorki, zresztą nie sięgałam nigdy po romanse, nie czytałam nawet słynnej 50 twarzy Greya, zazwyczaj wybierałam coś nowego z Kinga czy książki powiązane z grami komputerowymi. Po czym poznaję dobrą książkę? Nie musi być autorstwa znanego na całym świecie pisarza, za to musi wciągnąć mnie na tyle, że w ramach możliwości przeczytam ją w około tydzień i nie będę mogła doczekać się co się stanie za chwilę. Czytając książkę bez dialogów, np. Pachnidło, męczę się okropnie i szybko zasypiam. Dialog i krótki opis sytuacji czy bohatera jest w stanie zatrzymać mnie na dłużej.


Książkę Cofnąć Czas posiadam w twardej okładce, dzięki czemu nie niszczy się tak szybko i dobrze wygląda w biblioteczce. Czytałam w drodze do pracy i z powrotem, tylko wtedy miałam czas. Info z okładki: "Shannon MacLeod zawsze przyciągała niewłaściwych mężczyzn. Brnęła od jednego toksycznego związku do drugiego, aż przyszło otrzeźwienie – w niebezpiecznych, niosących poważne konsekwencje okolicznościach. Kiedy jej marzenia legły w gruzach, przysięgła sobie trzymać się z daleka od mężczyzn, a zwłaszcza od playboyów. Cole Walker uosabia to wszystko, od czego Shannon ucieka – niezwykle przystojny, o wspaniałym ciele ozdobionym tatuażami, czarujący i pewny siebie. Ale pod powierzchownością playboya kryje się mężczyzna o szlachetnym charakterze, szukający tej jedynej kobiety. Stara się, by Shannon odzyskała wiarę w szczerą miłość i prawdziwą namiętność. Ale wydarzenia z przeszłości nadal prześladują Shannon. Swoim postępowaniem wystawia ona ich związek na próbę i niszczy – być może bezpowrotnie – więź opartą na zaufaniu, które Cole z takim trudem budował".



Niniejsza książka przypadła mi do gustu, historia wciągnęła na tyle, że przeczytałam ją w pięć dni. Główny wątek umiejętnie poprowadzony, wplecione wydarzenia z przeszłości pojawiają się niczym dobry lub zły sen. Shannon nie jawi się dla mnie jako bohaterka - ideał, Cole, jej przyszły partner - owszem. Ale tego oczekuje się w takich powieściach - opisu idealnych mężczyzn (pod względem wyglądu, charakteru i stylu bycia), nieosiągalnych, których nie ma w realu. Przyjemnie się o nim czyta, o tym co robi i jak się porusza, zaś w myślach gani za głupotę Shannon, za to "ociąganie się" i niepozwalanie sobie na szczęście. Czasem jej (wydawałoby się) głupota (np. oświadczenie się Cole`owi czy powściągliwość) oraz zbyt duża ilość postaci pobocznych (pomijając geja i szefa z pracy zacnej parki), pośrednio wpływających na historię sprawia, że można się nieco pogubić lub w myślach "nakrzyczeć" na bohaterkę.

Wnikliwie czytając, książka odrywa od rzeczywistości; za sprawą wątków erotycznych pobudza wyobraźnię, zapewniając sugestywną rozrywkę, wzbudzając chęć naśladowania bohaterów. Nie jestem z zawodu seksuologiem, ale wg mnie "takie rzeczy" serwowane przez bohaterów przynoszą satysfakcję i pociągają, jeśli partner jest nowy, stagnacja raczej nie zapewni tak mocnych uczuć chyba, że partner wraca po długiej delegacji...

Jest to pozycja na raz, ale historia zapada długo w pamięci i poniekąd motywuje do działania (znalezienie nowej pracy, zmiana garderoby, przygotowanie czegoś smacznego dla swojego lubego). Jeśli oczekujecie mocnych scen erotycznych na samym początku książki to muszę Was zmartwić. Przeczytajcie Cofnąć Czas "od deski do deski", historia i budowane napięcie między Shannon a Colem, sprawią, że "zachce" Wam się więcej i więcej; oni pójdą na całego a Wy? Dobra zabawa zagwarantowana, polecam serdecznie, zrobi się gorąco!



Podsumowanie:

- lubisz książki w stylu Greya? Przeczytaj Cofnąć Czas!

- chcesz zatracić się całkowicie w porywającej historii dwojga ludzi z bagażem doświadczeń? Przeczytaj Cofnąć Czas!

- masz bujną wyobraźnię i szukasz nowych rozwiązań w alkowie? Przeczytaj Cofnąć Czas!

- lubisz i masz tatuaże? Przeczytaj Cofnąć Czas!

- genialna do kawy i genialna dla miłośniczek szczęśliwych zakończeń!

Po szczegóły zajrzyjcie tutaj: www.burdaksiazki.pl


P.S. Czytasz książki tylko w autobusie? Założę się, że podczas lektury Cofnąć Czas od Samanthy Young na str. 254 będziecie się gorączkowo się rozglądać czy ktoś nie czyta Wam przez ramię!

"Czarny pas i pończochy.

Cole rozchylił usta, patrząc jak robię dwa kroki, żeby wyjść z leżącej na podłodze spódnicy. Odwróciłam się powoli i potrząsnęłam głową, a włosy, dotykające koniuszkami wytatuowanego smoka, zafalowały. Wygięłam się lekko, bezczelnie uwypuklając zapraszająco pośladki. (...) Uśmiechnęłam się z zadowoleniem.

- Podoba ci się?

- Czy mi się podoba? - spytał, oddychając szybko.

Odwróciłam się do niego i pieszcząc swoje piersi, powiedziałam:

- Kupiłam to specjalnie dla ciebie.

W odpowiedzi ściągnął podkoszulek gwałtownym ruchem, od którego mięśnie mu się uwypukliły, a ja z uczuciem triumfu pogratulowałam sobie w duchu".

22 lipca 2015

Szminka Artistry Signature Color Wild Orchid 15 (recenzja)

Moim ulubionym kosmetykiem kolorowym jest szminka. Mogę nie mieć podkładu, różu czy tuszu do rzęs, ale szminka potrafi wszystko. Mam piękne, pełne, wyraziste usta, ale często są przesuszone, w tego typu kosmetykach szukam składników odżywczych. Szminka nie może bezlitośnie wpijać się, wolę poprawić ją w ciągu dnia niż mieć kolorowe obwódki wokół warg. Idealnie jest jeśli opakowanie szybko się nie niszczy, formuła jest bezzapachowa i nie smakuje. Przeczytajcie recenzję kremowej szminki z firmy Amway zatytułowanej Artistry Signature Color nr 15 Wild Orchid.



Trochę filozofii

Żyje w takich czasach, że wygląd człowieka i rzeczy, których używa ma ogromne znaczenie. Powodzenie, praca, dobre samopoczucie. Kiedyś nie zastanawiano się nad tym. Dla mnie nie liczy się wnętrze, zachwycam się powierzchownością, nie pytam kogoś jak dużo pije i czy porobił badania; podobnie z rzeczami, nie zastanawiam się jak będzie wyglądać krem czy lakier do paznokci kiedy się skończy. Tak jak Wy, jestem co chwila oceniana, w autobusie, na spotkaniu czy w pracy przez klientów. Oceniam siebie, oceniam ich, oceniam rzeczy. Liczy się dla mnie perfekcyjny wygląd i piękny design przedmiotów, to wygląd jest przecież podświadomym i biologicznym czynnikiem na podstawie którego człowiek ocenia drugiego lub daną rzecz. Nie bójmy się do tego przyznać.



Gadżet dla elegantki

Zapytałam kilku panów jak oceniają wygląd opakowania pomadki Artistry. Większość z nich oceniła je jako "eleganckie, futurystyczne, seksowne - jeśli kobieta ma do tego pomalowane paznokcie na czerwono". Rzeczywiście tak jest. Korzystanie z tej szminki było dla mnie prawdziwie luksusowym doznaniem, estetycznie prezentowała się zarówno w mojej dłoni jak i na ustach. Zobaczcie, złote opakowanie jest unikalne, projektowane na zamówienie, elegancki projekt został wyróżniony nagrodą i stał się znakiem charakterystycznym z serii SIGNATURE COLOR. Producent zapewnia, że pomysłowy system "twist & click" i opatentowana technologia dają pewność, że szminka jest zamknięta. Jak właściwie otworzyć opakowanie? Da radę otworzyć ją jedną ręką! Trzeba przekręcić opakowanie na środku aż wysunie się czarna część z pomadką. Można po prostu ją wyciągnąć, ale to wymaga więcej siły i może zepsuć "mechanizm". Aby zakończyć korzystanie, wkładając szminkę do z powrotem opakowania po prostu dociskamy do oporu, aż "kliknie".



Choć zamknięcie pozostaje zawsze na swoim miejscu, recenzowana szminka jest tak ładna (pod względem funkcjonalności opakowania), że szkoda jest wrzucić ją tak po prostu do codziennego worka z portfelem, kluczami, telefonem, notesem. Jej miejsce jest na gustownej toaletce, obok pięknych perfum, ewentualnie w małej torebce do ręki. Kompletnie nie pasuje wyjmować ją kiedy jesteśmy w domowych dresach czy wyciągniętym podkoszulku, krótkich spodenkach a do tego w zeszłorocznych japonkach. Reprezentuje zupełnie inny styl - lepszy. Wykwintny, luksusowy, wyjątkowy. Niewątpliwie jest gadżetem, który cudownie wygląda tylko w dłoni czystej, zadbanej i wypielęgnowanej. Zapach pomadki jest ledwo wyczuwalny, słodkawy, trochę truskawkowy, nie przypomina mi aromatu tanich szminek z dawnych lat, a to jest dla mnie ważne. Ogromny plus, że nie ma smaku i nie jest ciężka w noszeniu.



Dzika orchidea jest spokojna

Moja szminka nr 15 Wild Orchid (z ang. dzika orchidea) jest w tonacji chłodnej, różowej, połączonej w tle z brązem i ciemnym koralem, zbliżonej do mojego koloru ust. Foto ukazuje ją jednak w bardziej różowym wydaniu. Atrakcyjniej będzie wyglądać przy cerze wpadającej w żółtą tonację niż różową, wówczas nie podkreśli zmęczenia. Zdecydowanie bezpieczna do biura, na spotkanie biznesowe, na spotkanie w gronie rodziny czy znajomych w restauracji. Pozbawiona wulgaryzmu, stonowana, dodaje makijażowi elegancji i świeżości, świetnie współgra z naturalnymi, ciemnobrązowymi, ciemnofioletowymi, ciemnozielonymi i grafitowymi cieniami do powiek.



Pasuje do delikatnego i mocnego makijażu oka. Łatwo się rozprowadza; formuła kremowa, odporna na blaknięcie, lekko połyskująca. Często powtarzam, że jest "prawdziwie amerykański odcień", gdyż widzę taki na filmowych bohaterkach, ponadto jest świetną odpowiedzią na matowe lub zbyt błyszczące, typowe różowe kolory, które nie wszystkim kobietom pasują.

Od czasu do czasu nakładam ją na podkład, dzięki czemu mocniej wydobywam jej właściwy kolor, przy okazji utrwalając efekt. Ostatecznie na moich ustach prezentuje się w kolorach koral -róż najlepiej na dobrze nawilżonych, uprzednio wypilingowanych.



Początkowo miała tendencję do podkreślania suchych skórek, lecz w miarę stosowania dzięki zawartości intensywnie nawilżających składników oraz Witaminy E, zmiękcza skórę i optycznie odmładza, nie wykazuje tendencji do ważenia się. Za każdym razem moje wargi stają się jeszcze pełniejsze. Nie jest to pomadka całkowicie kryjąca, nakładam dwie warstwy dla pożądanego idealnego efektu, co bardzo mi odpowiada, gdyż robię to precyzyjnie i nie wychodzę poza kontur. Ku mojej uciesze trwałość jest standardowa, nie martwię się, że moje usta są wysuszone i zmaltretowane wżerającymi się pigmentami; po zjedzeniu czegoś równomiernie ściera się i jestem gotowa na odświeżenie makijażu, chociażby dla poprawy nastroju.



Szminka od Artistry wg mnie jest wyśmienita, musicie mi uwierzyć, spełnia znakomicie swoje funkcje, usta nie wyglądają banalnie, są zadbane i odmłodzone, makijaż nie jest "przesadzony". Nie zmienia smaku, zapach ledwo wyczuwalny, przypadnie do gustu nawet wrażliwcom. Design  opakowania niczym z przyszłości, złoto symbolizuje bogactwo i totalny luksus. Podczas upałów nie spływa, nie powstają grudki, nie wychodzi poza kontur. Produkt godny polecenia. Również makijażystkom. Zwraca uwagę klientek i tym sposobem potęguje działanie upiększające.



Podsumowanie:

- przepiękne futurystyczne opakowanie i ciekawy system otwierania

- luksusowa kremowa pielęgnująca formuła

- optycznie odmładza usta, powiększa je

- odświeża wygląd, ociepla karnację, daje komfort wargom

- średnio kryjąca, o subtelnym połysku

- dobrze, że nie ma smaku

- początkowo trochę podkreślała suche skórki

- delikatny truskawkowy zapach, którego nie czuć na ustach

- kiedy długo stoi na toaletce, opakowanie tak samo jak tradycyjne przyciąga pyłki kurzu (co widać na ostatnim zdjęciu), ale nie stanowi to dla mnie powodu do narzekań

- poza recenzowaną, kremowa seria SIGNATURE COLOR posiada wiele pięknych odcieni, każda kobieta wybierze odpowiedni dla siebie

- dostępna u dystrybutorów, zajrzyjcie na www.amway.pl 

Serdecznie polecam. Cieszy oczy i świetnie koresponduje z pozostałymi kosmetykami makijażowymi. Zresztą jak wiecie, na stronie rekomenduję tylko produkty, które mnie zachwycają pod różnym względem, mam przyjemność z ich stosowania i zainteresują nawet bardzo wymagające osoby.


Porada na temat malowania ust od Ricka DiCecca, artysty makijażu cieszącego się międzynarodowym uznaniem: Aby przedłużyć trwałość Twojej ulubionej pomadki do ust i nadać makijażowi wyrazistości, obrysuj wargi ARTISTRY kredką do ust, a następnie pokryj nią całe wargi. Na koniec usta pomaluj pomadką ARTISTRY SIGNATURE COLOR bezpośrednio z tubki.

18 lipca 2015

ALLVERNE Lotos i Jaśmin nawilżający eliksir do kąpieli i pod prysznic

Jakość żeli pod prysznic czy płynów do kąpieli rozpoznaję już po pierwszym użyciu. Nie muszę stosować go miesiąc czy dwa tak jak w przypadku kremów do twarzy. Ważne jest dla mnie pierwsze wrażenie, tj. zapach, konsystencja i sposób w jaki myje. Z radością przedstawiam Nawilżający eliksir do kąpieli i pod prysznic z Allverne.

Istniał sobie kiedyś taki wdzięczny kobiecy zapach zatytułowany Miss Dior Cherie. Miałam go w swoich zbiorach, ale był tak uroczy, że szybko zużyłam największą pojemność. Potem ślad po nim zaginął, niektórzy z Was mają go pewnie odrobinę albo szukają na aukcjach, gdzie osiąga zawrotne ceny choć raczej nie jest już "pierwszej świeżości".

Minęło kilka lat, poznałam polską markę Allverne, zaczęłam polecać jej produkty moim klientkom, ale dopiero całkiem niedawno odkryłam piękny zapach nawilżającego eliksiru do kąpieli z lotosem i jaśminem w rolach głównych. Aromat przypomina mi właśnie Miss Dior Cherie, przywołuje miłe wspomnienia z czasów kiedy miałam lat "dwadzieściaparę". Hasło reklamowe Allverne brzmi: "..i życie jest piękne". Nic dodać, nic ująć. Marka trafiła w sedno. Czytajcie dalej a dowiecie się dlaczego.


Kilka słów od producenta odnoście opisywanego produktu

"Relaks w luksusowej formie. Oparty na specjalnej formule i łagodnych składnikach myjących eliksir do kąpieli to połączenie delikatności kwiatu lotosu z subtelnymi akordami jaśminu. Otula ciało mgiełką zmysłowości wzmagając doznania związane z codzienną pielęgnacją. Delikatnie myje i oczyszcza, po kąpieli skóra staje się miękka, nawilżona i cudownie pachnąca".

Karaiby

Świetnie, że opakowanie niniejszego eliksiru kąpielowego jest przezroczyste. Nie tylko ze względu na umożliwioną kontrolę zawartości, ale na cudowny rzadko spotykany kolor formuły, który kojarzy się z wakacjami, lazurowym morzem, upalnym latem. Karaiby, wolność, miłość. Czujecie to? Widzicie to? Zazwyczaj tego typu kosmetyki mają kolor biały, kremowy, żółty.


Niniejszy kosmetyk stosowałam tylko jako żel pod prysznic, gdyż za sprawą jego orzeźwiających i odświeżających właściwości nie czułam potrzeby wylegiwania się w wannie. Panuje przekonanie, że płyny do kąpieli nie mają dobrych właściwości myjących tylko tworzą pianę. W przypadku eliksiru od Allverne absolutnie się z tym nie zgadzam. Rzeczywiście kosmetyk wraz z pomocą gąbki tworzy mnóstwo puszystej piany (zawiera SLSy, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało), dokładnie myje i delikatnie pielęgnuje skórę, pozostawiając ją miękką, przyjemnie pachnącą, rozświetloną, odżywioną. Wykazywał lekkie działanie ochronne. Spłukiwał się szybko, nie marnowałam dużo wody, po osuszeniu skóra wymagała jednak nałożenia balsamu nawilżającego, podejrzewam, że winę ponosi zła jakość wody w bloku. Przydałaby się w nim srebrna pompka, by ułatwić dozowanie pod prysznicem, bo czasem wylewało mi się go zbyt dużo, aczkolwiek design straciłby wtedy na wyjątkowości, nieprawdaż?


Wracając na chwilę do zapachu.. nie wyobrażam sobie, by ten słynny produkt od Allverne nie miał w sobie aromatu upojnego jaśminu, który wraz z lotosem dostraja się do pieśni moich uczuć. Niniejszy duet działa na moją wyobraźnię i pokazuje jakie atrakcje czekają mnie w życiu. Jest po prostu rewelacyjny, nawet nieco słodki, truskawkowy, trochę świeży i taki "czysty", pozytywnie działa na mnie i przypomina dobre czasy, za tym zawsze będę tęsknić, nie zapominając o... dokładnie, o niepowtarzalnej chwili, właśnie tej, magicznej.


Samo określenie "eliksir" przyprawiał mnie o pozytywne dreszcze a moment kiedy aplikowałam go na ciało był bezcenny. Konsystencja kosmetyku przypomina delikatny olejek, przyjemnie gładzi ciało, pieści je, idealnie współgra z ruchem moich dłoni. Całkowicie zgadzam się, że wszystkie komponenty, tj. zapach, formuła i barwa, złożone w całość otulały moje ciało zmysłowością i dały poczucie wyjątkowości. Moim zdaniem dostrzec takie szczegóły to też sztuka, gdyż pośpiech zabija nasze odczucia i nie pozwala cieszyć się chwilą prywatności. Ale ja się nie dałam i dostrzegłam u Allverne tą autentyczność, bliskość i radość życia, którą mi obiecano. Używając tego eliksiru czułam się zadbana, w pewnym sensie wybrana; nie byłam nastawiona jak automat, że "muszę się wykąpać i tyle". Nie podrażnił mojej skóry i skusiłam się użyć go nawet do depilacji. Jest to produkt godny uwagi, byłabym skłonna reklamować go oficjalnie w prasie i tv. Ale póki co polecam go Wam właśnie teraz!


Skład produktu dla zainteresowanych

Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Sodium Chloride, Cocamidopropyl betaine, Glycerin, Parfum, Benzopheone-4, Disodium edta, Limonene, Sodium hydroxide, Magnesium intrate, Hydrolyzed rhodophycea extract, Methylchloroisothiazolinone, Magnesium chloride, Sodium methylparaben, Methylisothiazolinone, CI 42090.

Ciekawostki

LOTOS - jest symbolem absolutnej czystości, wyrasta z ciemnych bagien, a pozostaje czysty i niewinny, kwiat lotosu otwiera się i zamyka w rytmie słońca, w orientalnej kulturze to święta roślina - posiadająca wiele symbolicznych znaczeń.

JAŚMIN - pochodzi z Azji, do wytworzenia 1 kg esencji trzeba użyć 750 kg płatków, w Indonezji symbolizuje czystość i wieczną miłość, jego zapach odpręża i relaksuje.

Więcej informacji znajdziecie na stronie oficjalnej www.allverne.pl

Podsumowanie:

- eliksir do kąpieli i pod prysznic lotos i jaśmin posiada genialny zapach i niespotykany kolor

- zapach przypomina dawne perfumy Miss Dior Cherie

- estetyczne opakowanie przyciąga uwagę

- nie zawiera pompki, trzeba uważać aplikując na gąbkę

- mocno się pieni, dobrze oczyszcza, łatwo spłukuje

- doskonale odświeża

- zapewnia gładkość i subtelne nawilżenie (zawiera glicerynę)

- zawiera parabeny, ale są niemal na ostatniej pozycji w składzie INCI

- atrakcyjny cenowo, dostępny m.in. w drogerii hebe

Dla relaksu

Włączcie relaksacyjną muzykę i ułóżcie puzzle Allverne Lotos i Jaśmin, które dla Was przygotowałam:


Sensilis Correctionist krem na dzień (recenzja)

Luksus wiecznie młodej skóry - tym hasłem zachęciła mnie hiszpańska marka Sensilis do zastosowania kremów z serii Correctionist (programu korygującego zmarszczki). Szczerze powiedziawszy już seria Glacier Essence, zadbała o to, by moja skóra była odpowiednio nawilżona a drobne zmarszczki zostały spłycone.

Rezultaty, których oczekiwałam od Correctionist przedstawiały się następująco. Chciałam, aby skóra była napięta, jędrna, elastyczna, gładka dosłownie jak po botoksie a przy okazji dobrze nawilżona. Niniejsza recenzja dotyczy przeciwzmarszczkowo - regenerującego kremu na dzień (50ml). Pisząc o nim chcę wyznaczyć nowy sposób rozumienia dermokosmetyków.


Składnikiem kontrowersyjnym, ale bezpiecznym i kompleksowym, jak się przekonacie dalej, niezwykle skutecznym jest peptyd z jadu węża (Syn-Ake), którego nadrzędnym działaniem jest wygładzenie i zapobieganie powstawaniu zmarszczek poprzez hamowanie skurczów mięśni. Ponadto cząsteczka Syn-Ake chroni komórki skóry i makrocząsteczki przed stresem oksydacyjnym. Skóra staje się gładka gdy jest zrelaksowana. Kolejnymi istotnymi ingredientami są Witamina E, dermopeptyd Collaxyl i Retinol H10 również działające przeciwzmarszczkowo.


Cechą charakterystyczną opakowań u Sensilis jest minimalizm, zaś zawartość jest zawsze bogata w składniki. Kartonikowe opakowanie jest śliskie i gładkie, szybko przyciąga pyłki kurzu, podobnie jak słoiczek. Ale to nie wpłynęło w żaden sposób na moją opinię.

Jak wyżej wspomniałam, dzienna wersja przeznaczona jest dla skóry suchej więc automatycznie spodziewałam się konsystencji gęstej, zostawiającej długo wyczuwalny film na skórze, co bardzo by mi odpowiadało. Okazuje się, że formuła dziennego kremu jest delikatna, gęsta, ale łatwo i szybko się wchłania, nie pozostawia tłustej i lepkiej warstwy, dzięki czemu od razu mogę nałożyć krem BB/CC, podkład lub puder w kamieniu i nie martwić się, że wszystko spłynie mi z twarzy podczas upałów. Lubię czuć kosmetyk na skórze i chyba jestem jedną z nielicznych osób, które mają takie preferencje, ale faktycznie latem szybko wchłaniający się krem jest niezastąpiony.

Barwa kremu jest w odcieniach jasnego beżu / ecru. Zapach charakterystyczny, niespotykany, trochę skórzany, aczkolwiek świeży, lekko cytrusowy, wyjątkowo długotrwały jak na tego typu kosmetyk (nawet do pół godziny). Nie koliduje z zapachem kosmetyków upiększających.


Pierwsze pozytywne zmiany w mojej skórze zobaczyły moje stałe klientki, które stwierdziły, że moja twarz optycznie stała się "taka twarda". Ale nie chodzi, że posępna czy smutna, mowa tu o poprawionej jędrności i wygładzeniu na policzkach, czole, brodzie - jak po botoksie! Brakowało im słów, wiedziałam jednak o co chodzi i byłam zdziwiona, że efekty widoczne były tak szybko (minęły wtedy 2 tygodnie).

Czuję i widzę, że mój podbródek ma rodzinną tendencję do obniżania się, ale Correctionist zadbał, by ten proces niemal zatrzymał się. W razie czego w przyszłości sięgnę po produkty z linii Upgrade. Dzienna wersja Correctionist zawiera filtr SPF 15, stanowi średnią ochronę, jednakże ja unikam słońca jak tylko mogę, zatem taki filtr w zupełności mi wystarczył. Dużą wagę zawsze przywiązuję do dobrego nawilżenia. Pod tym względem Correctionist sprawował się dobrze, nie musiałam w ciągu dnia drugi raz smarować twarzy, dopiero wieczorem, używając kremu na noc z tej serii.

Myślę, że mając ponad 30 lat, w moim przypadku krem okazuje się być zbyt mocnym, ale z drugiej strony, przebywam w pomieszczeniach klimatyzowanych, dużo pracuję a mało śpię, mam szansę zapobiec przedwczesnemu starzeniu się skóry i nie wyglądać na wiecznie zmęczoną.


Komu wobec tego szczególnie polecam dzienny krem Correctionist? Osobom zbliżającym się do czterdziestki, które chcą zapobiec utracie jędrności skóry i / lub poprawić jędrność a mają mało zmarszczek (krem wygładza tylko drobne linie optycznie i od wewnątrz, ale silnie napina). Correctionist na dzień jest silnym aktywatorem komórkowym, gwarantuje efekt naprężenia i nadaje odmłodzone cechy stosunkowo szybko. Uelastycznia, nie zapycha porów (nie wykazuje działania komedogennego choć zawiera glicerynę), więc tak naprawdę zaproponowałabym go również dla cery normalnej i mieszanej. Wygładza pory skóry, zmiękcza naskórek. Właściciele cery naczynkowej czy trądzikowej powinny sięgnąć po inne propozycje od Sensilis.


Krem Correctionist ze względu na silny składnik jakim jest peptyd z jadu węża przyciąga uwagę klientek a ja potwierdzam jego skuteczne i bezpieczne działanie. Choć wydawał się trudny zrozumieniu, studiowanie poszczególnych ingredientów rozjaśniło moje wątpliwości. Cieszę się, że krem nie uczulił mnie. Zapytacie pewnie czy czułam może mrowienie będące następstwem hamowania skurczów mięśni twarzy? Dziwnego mrowienia, chłodzenia czy uczucia gorąca nie doświadczyłam.

Podsumowanie:

- minimalizm w opakowaniu i bogactwo składników

- dość specyficzny, ale sugestywny zapach

- piękny kolor ecru konsystencji

- zawiera filtr SPF15

- poprawia jędrność i wygładza drobne linie

- redukuje widoczność porów skóry, nie zapychając ich

- dedykowany osobom 40+

- dostępny m.in. w drogerii hebe (np. ul. Żelazna 32 w Warszawie)

Polecam Correctionist, bo to tajna broń wielkiego kalibru na toaletce kobiety świadomej swojej wyjątkowości, preferującej ekskluzywne a zarazem praktyczne rozwiązania, dbającej o swój nastrój i efektywnie walczącej z niekorzystnymi zmianami w strukturze skóry.

Zajrzyjcie na stronę www.sensilis.pl i odkryjcie co marka ma jeszcze w swojej ofercie.