SZUKAJ NAZWY PERFUM LUB KOSMETYKÓW

Madame Perfumella Blog o perfumach i kosmetykach 2024

09 sierpnia 2015

Perfumy Masaki Matsushima Fluo (recenzja)

Kocham zapachy marki Masaki Matsushima. Klasyczny Masaki Masaki zawsze będzie moim numerem 1 jako synonim prawdziwej elegancji. Tuż za nim dumnie stoją pozostałe propozycje a wśród nich, prawdziwie letnia i orzeźwiająca, owocowo - kwiatowa - Fluo.



CO BYŁO INSPIRACJĄ DO STWORZENIA FLUO?

Jest to absolutny „must have” dla wielbicielek zapachu Masaki Masaki. Fluo jest kontynuacją prezentowania miasta Nowy Jork, jako kosmopolitycznej metropolii, żyjącej własnym, energicznym rytmem. Dzięki obecności ludzi różnych ras, najpiękniejsze miasto w Stanach nocą staje się „tęczowe” i stąd Matsushima czerpał swoją inspirację do stworzenia niniejszego zapachu we współpracy z perfumiarzem Jeanem Jacquesem.



FLUO TO WITAMINA DLA ZMYSŁÓW

Woda perfumowana Fluo znakomicie odświeża już od pierwszych chwil, pachnie tak smakowicie, że chciałabym ją wypić. Pobudza wyobraźnię, pozwala spokojnie przetrwać falę upałów w wielkim mieście, nie muszę obawiać się, że użyję jej zbyt dużo. Na ciele pozostawia delikatną mgłę, wspaniale łączy się z gorącą skórą, wnikając w nią sprawia, że mam wciąż ochotę na więcej, więcej i więcej niezapomnianej eksplozji aromatów.

Perfumy Fluo są niczym witamina dla zmysłów. Z jednej strony dochodzi do mnie woń musująca, bardzo świeża, zimna, kolorowa, pozytywna, radosna, zaś z drugiej strony smaczna, subtelna, nieśmiała, w głębi kompozycji czuję delikatną słodycz, która mnie rozpieszcza. Wracam do niej co roku, dzięki niej czuję się dobrze, zawsze mam miłe wspomnienia.



RADOŚĆ I SZCZĘŚCIE

Fluo to zapach wolności, swobody, nieskazitelności. W dyskretny sposób dba o mój dobry nastrój i jest moim sekretnym sposobem na dodanie sobie odwagi i pewności siebie. Przyznam, że próbowałam zrobić sobie koktajl złożony z niektórych składników pachnidła. Spróbujcie i odważcie się poczuć euforię. Lato to najlepszy czas na eksperymenty, nie zapomnijcie o kostce lodu.

Grejfrut, kumkwat, marakuja (zwana owocem namiętności lub męczennicą jadalną), peonia, lotos, nektarynka, krystaliczne piżmo stanowią mieszankę soczystą i lekko gorzkawą, dzięki kwiatom subtelną i miękką, spokojnie ułożoną na ciepłej, gładkiej, czystej bazie. Oryginalny, asymetryczny flakon w kształcie półksiężyca nawiązuje kształtem do wspomnianych przeze mnie na początku perfum Masaki Masaki. Wyraziste, żywe, miłe dla oka barwy sugerują jaki Fluo jest z charakteru, oddają klimat wielkomiejskiego zgiełku i wielokulturowość pięknego Nowego Jorku. Wykonano go z masywnego szkła, nic nie wycieka podczas podróży. Z tyłu nie ma napisów, są trzy kolory tęczy: żółty, różowy, pomarańczowy. Zawartość flakonu nie brudzi ubrań i nie zostawia tłustych plam.



Zapach Fluo jest tak bardzo przyjemny, że ja nie widzę potrzeby doszukiwania się czegoś złego. Jest po prostu genialną kompozycją na gorące dni i wieczory, świetny na urlop, rewelacyjnie komponuje się z ubraniem luźnym, weekendowym; zwiewnymi sukienkami do kolan. Ma w sobie coś pozytywnie "nieoczywistego", co powoduje, że mogę go używać bez końca, czuję się młodziej, jest taki dziewczęcy. Fluo Polecam paniom, które nie lubią mocnych, ciężkich, przesłodzonych perfum a preferują cytrusowe a zarazem lżejsze, przypominające mgiełki zapachowe.



KUP MASAKI MATSUSHIMA FLUO

Gdzie w Polsce można kupić zapach Masaki Matsushima Fluo?

Zajrzyjcie na stronę Sephora.pl lub sklep.dexplus.pl

Strona producenta: panouge.com

01 sierpnia 2015

I love... peaches and cream lotion do ciała (recenzja)

Sloganem reklamowym brytyjskiej marki I love... Cosmetics jest smell delicious feel deliciuos czyli w dosłownym znaczeniu pachnij smakowicie czuj się smakowicie. Marka I love... oferuje produkty do kąpieli oraz pielęgnacji ciała i jak przyznaje są wspaniałe i pachną najlepiej na świecie. Ich wszystkie aromatyczne propozycje są pomysłowe, zabawne, zmysłowe. Przywołują miłe wspomnienia i w jednej chwili przenoszą do krainy szczęścia.

Kosmetyki są tendencyjne, pełne inspiracji, świeżości, nowoczesności a przy tym łatwe i przyjemne w użytkowaniu. Kreatywność jest siłą napędową marki, zaś kluczem do sukcesu jest zwiększanie asortymentu. I love... Cosmetics wprowadza również edycje ograniczone czasowo, lotion do ciała I love... peaches & cream, którego dotyczy niniejszy opis pochodzi właśnie z serii limitowanej.

Zerknijcie proszę na stronę sklep.dexplus.pl tam można kupić kosmetyki marki I love... w bardzo atrakcyjnych cenach.



Dotychczas używałam balsamów pod prysznic, ale z braku czasu ograniczałam aplikację na rękach, czasem zapominałam nawet o nich, tłumacząc jak zimno jest mi po kąpieli i czym prędzej ubierałam się lub kładłam spać. Poza tym nie mogłam natrafić na ładne zapachy tradycyjnych produktów. Przyszedł taki dzień kiedy poznałam markę I love... Nie sądziłam, że zapach brzoskwiń zawładnie mną do tego stopnia, że postanowię lotion pokazać Wam na blogu.

Lotion do ciała I love... peaches & cream zamknięto w plastikowej butelce z dozownikiem. Widzimy ile jeszcze zostało produktu, możemy zablokować dozownik przed przypadkową aplikacją, 250ml starcza na około 3 tygodnie przy codziennym stosowaniu na całe ciało. Zawiera podstawowe składniki jakie znamy z wielu innych preparatów, m.in. glicerynę, emolienty, parafinę (zmiękcza i wygładza skórę na zewnątrz).



Peaches & cream pachnie dojrzałymi brzoskwiniami zamoczonymi w jogurcie, co ciekawe nawet konsystencja kosmetyku jest jogurtowa, lekka, zmysłowa, przyjemnie rozprowadza się na skórze, dając gładkość i piękny, subtelny zapach na długo. Ten zapach jest ciepły, lekko odświeżający, słodki. Przepadam za nim.

Uczta dla zmysłów...

Lato to najlepszy czas by używać produktów delikatnych, szybko wchłaniających się, spełniających naczelne funkcje (nawilżające i zapachowe) właśnie takich jak peaches & cream. Lato to też odpowiednia pora, by wreszcie nacieszyć się ciałem; by celebrować chwile relaksu. Ważny jest również komfort ogólny, niniejszy kosmetyk nie pozostawia śladów czy tłustych plam na ubraniu, jego funkcjonalność zwiększa się, gdyż w ciekawy sposób zmienia zapach perfum, np. ociepla te z nutą brzoskwini czy innych słodkich owoców.



Lotion pozostawia na skórze przyjemnie nawilżający film, ogranicza ucieczkę wody z naskórka, chroni skórę przed szkodliwymi czynnikami środowiskowymi, nadaje jej blasku. Spełnia fundamentalne zasady działania letniego preparatu do ciała, tj. ekspresowa aplikacja, natychmiastowe nawilżające działanie, atrakcyjny zapach dodający wigoru i wydajność.

Jest tak fajny i uroczy, że nadaje się na prezent dla każdego kto kocha zapachy z dzieciństwa; również dla minimalisty, który zużyte opakowanie wykorzysta jako dozownik mydła w płynie lub jako wazon. Polecam wszystkim miłośnikom upalnego lata i brzoskwiń oraz tym, którzy żyją w pośpiechu, ale nie odmawiają sobie chwili radości, jaką daje nakładanie peaches & cream na wilgotne ciało. Świetny na wyjazd i jako krem do rąk (wówczas jedna pompka wystarczy). Rekomendowany do pielęgnacji skóry normalnej, zachwyci uczuciem cudownej miękkości.



Podsumowanie:

- lotion do ciała peaches & cream od I love... Cosmetics dzięki lekkości i delikatności w formule jest idealny na lato

- minimalistyczne, wygodne opakowanie, które można ponownie wykorzystać

- sugestywny, piękny i smakowity zapach brzoskwiń z jogurtem

- spełnia funkcję nawilżającą i ochronną

- rozświetla skórę i tworzy zmysłowy film (okluzję)

- limitowana edycja

- wybrane kosmetyki z serii I love... dostępne są na stronie sklepu sklep.dexplus.pl


Sensilis Correctionist krem na noc (recenzja)

Lata 80te. Kiedy byłam małą dziewczynką lubiłam patrzeć na Mamę jak pielęgnuje swoją skórę nakładając wieczorny krem. Powstawał taki miły dla oka kontrast pomiędzy bielą kremu a różowo - perłowym kolorem jej paznokci. Wtedy przyrzekłam sobie, że kiedy dorosnę będę zawsze tak robić. I robię, gdyż dbam o swoją skórę, daję sobie odrobinę luksusu i mam poczucie, że jestem zadbana. Teraz obie stosujemy dobre kosmetyki, świadomie, z korzyścią dla skóry.

Czy krem na noc jest potrzebny?

Tak, bo zwiększa odbudowę tkanek i kiedy patrzymy rano w lustro mamy lepszy nastrój. Luksus wiecznie młodej skóry to hasło serii Correctionist, które przyciągnęło moją uwagę i spowodowało chęć, nagłą potrzebę wypróbowania kosmetyku. Wersja na noc dedykowana jest do każdego typu cery i ma właściwości regenerujące. Co przez to rozumiemy? Wysoką wartość odżywczą i naturalne zdolności regenerujące dzięki takim składnikom jak: ekstrakt z drzewa Maniklara, alantoina, pantenol, miłorząb japoński. To silny kompleks nie tylko regenerujący, ale korygujący widoczne oznaki upływu czasu walcząc ze zmarszczkami i zapobiegając powstawaniu nowych.



Peptyd z jadu węża to dominujący składnik w dziennej wersji Correctionist, zaś w wersji nocnej ekstrakt z drzewa Maniklara jest najbardziej aktywny, m.in. stymuluje produkcję kolagenu. Alantoina działa nawilżająco, ściągająco, podobnie jak pantenol, przyspiesza regenerację. Flawnoidy obecne w wyciągu z miłorzębu japońskiego opóźniają starzenie się skóry, chronią kwas hialuronowy, uszczelniają naczynia krwionośne, likwidują obrzęki, korzystnie wpływają na mikrokrążenie skórne.

Sensilis w swoich produktach ukazuje miłe dla oka i w dotyku tekstury. W niniejszym kremie; formuła w słoiczku jest delikatna, biała, podczas rozprowadzania na skórze biel niknie, formuła staje się silikonowa, nie lepiąca, nie tłusta, choć zawiera również glicerynę i masło z nasion kakaowca, co wydaje się takim "tłustym" składnikiem. Nie ma działania komedogennego (nie zapycha porów) i ekspresowo się wchłania; brak tłustej warstwy na skórze. Pozostawiła lekki niedosyt w przypadku mojej normalnej / suchej skóry i za każdym razem musiałam aplikować drugą, ale mniejszą warstwę. Co ciekawe czułam na skórze delikatne aczkolwiek miłe mrowienie i chłodzenie tak jak w przypadku kremów z kwasem hialuronowym. Podejrzewam, że był to ściągający wpływ alantoiny. I w tym momencie muszę przyznać, że nocna wersja działa bardziej przeciwzmarszczkowo niż regenerująco. Skóra tuż po nałożeniu kremu była napięta, wygładzona, rozjaśniona, ale dopiero później odżywiona. Zawsze subtelna w dotyku. Sądzę, że dla pań dojrzałych, takich jak moja Mama, krem wykaże mocniejsze działanie regenerujące, nawilżające, korzystnie wpływające na naczynka krwionośne niż przeciwzmarszczkowe (od tego jest wersja dzienna).



Zapach podobnie jak w wersji na dzień jest charakterystyczny, niespotykany, trochę skórzany, aczkolwiek świeży, lekko cytrusowy, wyjątkowo długotrwały jak na tego typu kosmetyk (nawet do pół godziny). Nie przeszkadzał mi kiedy leżałam już w łóżku próbując zasnąć. Myślałam o rozświetlonej skórze jaką zobaczę rano.

Jak pisałam w poprzednich recenzjach cechą charakterystyczną opakowań u Sensilis jest minimalizm, zaś zawartość jest zawsze bogata w składniki. Kartonikowe opakowanie jest śliskie i gładkie, szybko przyciąga pyłki kurzu, podobnie jak słoiczek. Ale to nie wpływa w żaden sposób na moją opinię. Trzeba po prostu dbać o porządek. Wewnątrz kartonika znajdziemy zafoliowaną ulotkę w języku polskim oraz plastikową szpatułkę do higienicznego nakładania kosmetyku. Nigdy jej nie używałam, aplikacja kremu to dla mnie także masaż a nie tylko podstawowa pielęgnacja.



Używanie kremu na noc Correctionist należało do przyjemnych czynności, których nie mogłam sobie odmówić nawet po ciężkiej pracy. Efekt komfortu bezcenny. Czasem zdarza mi się, że nakładam grubą warstwę kremu na noc jako odmładzającą maskę i pozostawiam do wchłonięcia. W przypadku propozycji Sensilis nie robiłam tego z uwagi na konsystencję trochę przypominającą silikonową bazę pod podkład (szybko wchłaniającą się).



Jestem zadowolona z możliwości przetestowania kremu, z rezultatów jakie mi dał oraz z tego, że czułam się zadbana w odpowiedni sposób. Komu polecam ten krem? Polecam go szczególnie właścicielom skóry mieszanej i naczynkowej. Correctionist na noc zagwarantuje efekt naprężenia, zregeneruje, i nada odmłodzone cechy w ciągu minimum 28 dni. Tyle bowiem trwa cykl odnowy naskórka. Cera tłusta, trądzikowa, z przebarwieniami i wrażliwa wymagają innych specyfików.

Podsumowanie:

- minimalizm w opakowaniu i bogactwo składników

- dość specyficzny, ale sugestywny zapach

- konsystencja biała w słoiczku, podczas aplikacji bezbarwna i silikonowa

- dedykowany osobom 40+ choć moim zdania działa w zależności od wieku i potrzeby: regeneruje / działa przeciwzmarszczkowo / chroni naczynka krwionośne

- u posiadaczy skóry bardzo suchej może być niewystarczalny jeśli chodzi o pierwszy efekt, tj. nawilżenia, gdyż wchłania się niesamowicie szybko

- napina skórę, ujędrnia, wygładza

- średnio wydajny przy mojej cerze normalnej / suchej (musiałam powtarzać aplikację)

- ze względu na szybko wchłaniającą się konsystencję i składniki polecam szczególnie do cery mieszanej lub naczynkowej

- skuteczny i luksusowy, zero szorstkości

- nie wysusza skóry, nie działa alergizująco, nie zapycha

- naprawdę dobry krem, godny uwagi wśród osób narażonych na szkodliwe działanie środowiska

- dostępny w aptekach i drogeriach, np. hebe

- pojemność 50ml

- nie zawiera parabenów, PEG-100 Stearate to nie paraben a składnik umożliwiający powstanie emulsji

- więcej informacji na www.sensilis.pl

"Krem regenerujący na noc Correctionist to maksymalna korekcja, maksymalna kosmetyczność i maksymalna skuteczność" - Sensilis.pl.


29 lipca 2015

Magazyn drogeria HEBE Sierpień 2015

Jak wiecie od 2013 roku redaguję w magazynie hebe dział perfumowy i tym, razem przedstawiam przede wszystkim nowości zapachowe z firmy Jeanne Arthes tj. Romantic (polecam miłośniczkom pierwszego zapachu z serii Si od Giorgio Armani) i Boum Candy Land, których jedynym przedstawicielem na Polskę jest firma dexplus.pl

Jak zatrzymać zapach wakacji? O tym dowiecie się na stronach 26-31.

http://issuu.com/drogeriahebe/docs/hebe_082015


26 lipca 2015

Jak przechowywać PERFUMY?

Na opakowaniach perfum nie znajdziemy informacji jak prawidłowo je przechowywać. Takowe rady dobry sprzedawca powinien udzielać osobom, które pierwszy raz kupują zapach. Ale czy my, posiadający więcej niż jedno pachnidło wiemy jak prawidłowo je chronić? Na co powinniśmy zwrócić szczególną uwagę? Przed czym się ustrzec?


- zadbaj o odpowiednią temperaturę - nie możemy narażać naszych perfum na zmiany temperatur. Optymalna to 20 stopni C. Częste wahania powodują, że zapach gnije lub zanika. To zjawisko da się zauważyć w perfumeriach, zapach testerów szybko "jełczeje". Można przechowywać perfumy w lodówce, ale pod warunkiem, że nie wyjmujemy ich codziennie i temperatura jest stale kontrolowana. Dotyczy to osób, które po prostu zbierają flakony i nie używają danego zapachu latami. Inaczej, lodówka zniszczy kompozycję w ciągu miesiąca.

- wpływu powietrza nie da się uniknąć - nie jest to nieuniknione, ale na szczęście perfumy z atomizerem wolniej poddają się psującej jakość mieszaninie gazów zwanych powietrzem.

- zgaś światło - pracuję w drogerii, testery perfum narażone są działanie sztucznego i naturalnego światła, psują się o wiele szybciej, często po miesiącu nie nadają się do użycia, wobec czego wymieniam na nowe. Generalnie perfumy wystawione na działanie światła zaczynają się psuć poprzez stopniowe pogarszanie się trwałości, redukują się pewne nuty a ujawnia nieprzyjemna zjełczała woń. Kolejnym zjawiskiem pogorszenia jakości jest zmętnienie i zmiana barwy wody - blaknięcie lub zażółcenie.

- ogranicz wstrząsy - może absurdalnie to brzmi, ale wstrząsy działają niekorzystnie tak samo jak światło. Przez kilka tygodni nosiłam perfumy w torebce, później nie miałam już z nich żadnego pożytku.

- opracuj własną skuteczną metodę aplikacji perfum ograniczając wprowadzanie zanieczyszczeń - w tym przypadku pomińmy zmysłowość w aplikacji perfum. Szczególnie narażone są na zanieczyszczenia perfumy bez atomizera, nakładane palcem, lub kulkowe. Wirusy, bakterie, grzyby - to wszystko "wisi" w powietrzu, pamiętajmy o szczelnym zamykaniu flakonika i nie pożyczaniu kulkowego zapachu absolutnie nikomu.

- oryginalne opakowanie - nie wyrzucajmy kartonika po perfumach, przechowujmy je pionowo, on utrzyma stałą temperaturę. Bzdurą jest, że perfumy muszą leżakować jak wino lub stać do góry nogami. W ten sposób zapach i tak z czasem się ulotni.



23 lipca 2015

Samantha Young Cofnąć Czas recenzja książki



Cofnąć Czas. Jest to jedyna książka Samanthy Young, którą przeczytałam. Należy do serii On Dublin Street i teoretycznie powinnam po nią sięgnąć jako ostatnią. Nie miałam okazji zdobyć wcześniejszych części, nie znałam tej autorki, zresztą nie sięgałam nigdy po romanse, nie czytałam nawet słynnej 50 twarzy Greya, zazwyczaj wybierałam coś nowego z Kinga czy książki powiązane z grami komputerowymi. Po czym poznaję dobrą książkę? Nie musi być autorstwa znanego na całym świecie pisarza, za to musi wciągnąć mnie na tyle, że w ramach możliwości przeczytam ją w około tydzień i nie będę mogła doczekać się co się stanie za chwilę. Czytając książkę bez dialogów, np. Pachnidło, męczę się okropnie i szybko zasypiam. Dialog i krótki opis sytuacji czy bohatera jest w stanie zatrzymać mnie na dłużej.


Książkę Cofnąć Czas posiadam w twardej okładce, dzięki czemu nie niszczy się tak szybko i dobrze wygląda w biblioteczce. Czytałam w drodze do pracy i z powrotem, tylko wtedy miałam czas. Info z okładki: "Shannon MacLeod zawsze przyciągała niewłaściwych mężczyzn. Brnęła od jednego toksycznego związku do drugiego, aż przyszło otrzeźwienie – w niebezpiecznych, niosących poważne konsekwencje okolicznościach. Kiedy jej marzenia legły w gruzach, przysięgła sobie trzymać się z daleka od mężczyzn, a zwłaszcza od playboyów. Cole Walker uosabia to wszystko, od czego Shannon ucieka – niezwykle przystojny, o wspaniałym ciele ozdobionym tatuażami, czarujący i pewny siebie. Ale pod powierzchownością playboya kryje się mężczyzna o szlachetnym charakterze, szukający tej jedynej kobiety. Stara się, by Shannon odzyskała wiarę w szczerą miłość i prawdziwą namiętność. Ale wydarzenia z przeszłości nadal prześladują Shannon. Swoim postępowaniem wystawia ona ich związek na próbę i niszczy – być może bezpowrotnie – więź opartą na zaufaniu, które Cole z takim trudem budował".



Niniejsza książka przypadła mi do gustu, historia wciągnęła na tyle, że przeczytałam ją w pięć dni. Główny wątek umiejętnie poprowadzony, wplecione wydarzenia z przeszłości pojawiają się niczym dobry lub zły sen. Shannon nie jawi się dla mnie jako bohaterka - ideał, Cole, jej przyszły partner - owszem. Ale tego oczekuje się w takich powieściach - opisu idealnych mężczyzn (pod względem wyglądu, charakteru i stylu bycia), nieosiągalnych, których nie ma w realu. Przyjemnie się o nim czyta, o tym co robi i jak się porusza, zaś w myślach gani za głupotę Shannon, za to "ociąganie się" i niepozwalanie sobie na szczęście. Czasem jej (wydawałoby się) głupota (np. oświadczenie się Cole`owi czy powściągliwość) oraz zbyt duża ilość postaci pobocznych (pomijając geja i szefa z pracy zacnej parki), pośrednio wpływających na historię sprawia, że można się nieco pogubić lub w myślach "nakrzyczeć" na bohaterkę.

Wnikliwie czytając, książka odrywa od rzeczywistości; za sprawą wątków erotycznych pobudza wyobraźnię, zapewniając sugestywną rozrywkę, wzbudzając chęć naśladowania bohaterów. Nie jestem z zawodu seksuologiem, ale wg mnie "takie rzeczy" serwowane przez bohaterów przynoszą satysfakcję i pociągają, jeśli partner jest nowy, stagnacja raczej nie zapewni tak mocnych uczuć chyba, że partner wraca po długiej delegacji...

Jest to pozycja na raz, ale historia zapada długo w pamięci i poniekąd motywuje do działania (znalezienie nowej pracy, zmiana garderoby, przygotowanie czegoś smacznego dla swojego lubego). Jeśli oczekujecie mocnych scen erotycznych na samym początku książki to muszę Was zmartwić. Przeczytajcie Cofnąć Czas "od deski do deski", historia i budowane napięcie między Shannon a Colem, sprawią, że "zachce" Wam się więcej i więcej; oni pójdą na całego a Wy? Dobra zabawa zagwarantowana, polecam serdecznie, zrobi się gorąco!



Podsumowanie:

- lubisz książki w stylu Greya? Przeczytaj Cofnąć Czas!

- chcesz zatracić się całkowicie w porywającej historii dwojga ludzi z bagażem doświadczeń? Przeczytaj Cofnąć Czas!

- masz bujną wyobraźnię i szukasz nowych rozwiązań w alkowie? Przeczytaj Cofnąć Czas!

- lubisz i masz tatuaże? Przeczytaj Cofnąć Czas!

- genialna do kawy i genialna dla miłośniczek szczęśliwych zakończeń!

Po szczegóły zajrzyjcie tutaj: www.burdaksiazki.pl


P.S. Czytasz książki tylko w autobusie? Założę się, że podczas lektury Cofnąć Czas od Samanthy Young na str. 254 będziecie się gorączkowo się rozglądać czy ktoś nie czyta Wam przez ramię!

"Czarny pas i pończochy.

Cole rozchylił usta, patrząc jak robię dwa kroki, żeby wyjść z leżącej na podłodze spódnicy. Odwróciłam się powoli i potrząsnęłam głową, a włosy, dotykające koniuszkami wytatuowanego smoka, zafalowały. Wygięłam się lekko, bezczelnie uwypuklając zapraszająco pośladki. (...) Uśmiechnęłam się z zadowoleniem.

- Podoba ci się?

- Czy mi się podoba? - spytał, oddychając szybko.

Odwróciłam się do niego i pieszcząc swoje piersi, powiedziałam:

- Kupiłam to specjalnie dla ciebie.

W odpowiedzi ściągnął podkoszulek gwałtownym ruchem, od którego mięśnie mu się uwypukliły, a ja z uczuciem triumfu pogratulowałam sobie w duchu".

22 lipca 2015

Szminka Artistry Signature Color Wild Orchid 15 (recenzja)

Moim ulubionym kosmetykiem kolorowym jest szminka. Mogę nie mieć podkładu, różu czy tuszu do rzęs, ale szminka potrafi wszystko. Mam piękne, pełne, wyraziste usta, ale często są przesuszone, w tego typu kosmetykach szukam składników odżywczych. Szminka nie może bezlitośnie wpijać się, wolę poprawić ją w ciągu dnia niż mieć kolorowe obwódki wokół warg. Idealnie jest jeśli opakowanie szybko się nie niszczy, formuła jest bezzapachowa i nie smakuje. Przeczytajcie recenzję kremowej szminki z firmy Amway zatytułowanej Artistry Signature Color nr 15 Wild Orchid.



Trochę filozofii

Żyje w takich czasach, że wygląd człowieka i rzeczy, których używa ma ogromne znaczenie. Powodzenie, praca, dobre samopoczucie. Kiedyś nie zastanawiano się nad tym. Dla mnie nie liczy się wnętrze, zachwycam się powierzchownością, nie pytam kogoś jak dużo pije i czy porobił badania; podobnie z rzeczami, nie zastanawiam się jak będzie wyglądać krem czy lakier do paznokci kiedy się skończy. Tak jak Wy, jestem co chwila oceniana, w autobusie, na spotkaniu czy w pracy przez klientów. Oceniam siebie, oceniam ich, oceniam rzeczy. Liczy się dla mnie perfekcyjny wygląd i piękny design przedmiotów, to wygląd jest przecież podświadomym i biologicznym czynnikiem na podstawie którego człowiek ocenia drugiego lub daną rzecz. Nie bójmy się do tego przyznać.



Gadżet dla elegantki

Zapytałam kilku panów jak oceniają wygląd opakowania pomadki Artistry. Większość z nich oceniła je jako "eleganckie, futurystyczne, seksowne - jeśli kobieta ma do tego pomalowane paznokcie na czerwono". Rzeczywiście tak jest. Korzystanie z tej szminki było dla mnie prawdziwie luksusowym doznaniem, estetycznie prezentowała się zarówno w mojej dłoni jak i na ustach. Zobaczcie, złote opakowanie jest unikalne, projektowane na zamówienie, elegancki projekt został wyróżniony nagrodą i stał się znakiem charakterystycznym z serii SIGNATURE COLOR. Producent zapewnia, że pomysłowy system "twist & click" i opatentowana technologia dają pewność, że szminka jest zamknięta. Jak właściwie otworzyć opakowanie? Da radę otworzyć ją jedną ręką! Trzeba przekręcić opakowanie na środku aż wysunie się czarna część z pomadką. Można po prostu ją wyciągnąć, ale to wymaga więcej siły i może zepsuć "mechanizm". Aby zakończyć korzystanie, wkładając szminkę do z powrotem opakowania po prostu dociskamy do oporu, aż "kliknie".



Choć zamknięcie pozostaje zawsze na swoim miejscu, recenzowana szminka jest tak ładna (pod względem funkcjonalności opakowania), że szkoda jest wrzucić ją tak po prostu do codziennego worka z portfelem, kluczami, telefonem, notesem. Jej miejsce jest na gustownej toaletce, obok pięknych perfum, ewentualnie w małej torebce do ręki. Kompletnie nie pasuje wyjmować ją kiedy jesteśmy w domowych dresach czy wyciągniętym podkoszulku, krótkich spodenkach a do tego w zeszłorocznych japonkach. Reprezentuje zupełnie inny styl - lepszy. Wykwintny, luksusowy, wyjątkowy. Niewątpliwie jest gadżetem, który cudownie wygląda tylko w dłoni czystej, zadbanej i wypielęgnowanej. Zapach pomadki jest ledwo wyczuwalny, słodkawy, trochę truskawkowy, nie przypomina mi aromatu tanich szminek z dawnych lat, a to jest dla mnie ważne. Ogromny plus, że nie ma smaku i nie jest ciężka w noszeniu.



Dzika orchidea jest spokojna

Moja szminka nr 15 Wild Orchid (z ang. dzika orchidea) jest w tonacji chłodnej, różowej, połączonej w tle z brązem i ciemnym koralem, zbliżonej do mojego koloru ust. Foto ukazuje ją jednak w bardziej różowym wydaniu. Atrakcyjniej będzie wyglądać przy cerze wpadającej w żółtą tonację niż różową, wówczas nie podkreśli zmęczenia. Zdecydowanie bezpieczna do biura, na spotkanie biznesowe, na spotkanie w gronie rodziny czy znajomych w restauracji. Pozbawiona wulgaryzmu, stonowana, dodaje makijażowi elegancji i świeżości, świetnie współgra z naturalnymi, ciemnobrązowymi, ciemnofioletowymi, ciemnozielonymi i grafitowymi cieniami do powiek.



Pasuje do delikatnego i mocnego makijażu oka. Łatwo się rozprowadza; formuła kremowa, odporna na blaknięcie, lekko połyskująca. Często powtarzam, że jest "prawdziwie amerykański odcień", gdyż widzę taki na filmowych bohaterkach, ponadto jest świetną odpowiedzią na matowe lub zbyt błyszczące, typowe różowe kolory, które nie wszystkim kobietom pasują.

Od czasu do czasu nakładam ją na podkład, dzięki czemu mocniej wydobywam jej właściwy kolor, przy okazji utrwalając efekt. Ostatecznie na moich ustach prezentuje się w kolorach koral -róż najlepiej na dobrze nawilżonych, uprzednio wypilingowanych.



Początkowo miała tendencję do podkreślania suchych skórek, lecz w miarę stosowania dzięki zawartości intensywnie nawilżających składników oraz Witaminy E, zmiękcza skórę i optycznie odmładza, nie wykazuje tendencji do ważenia się. Za każdym razem moje wargi stają się jeszcze pełniejsze. Nie jest to pomadka całkowicie kryjąca, nakładam dwie warstwy dla pożądanego idealnego efektu, co bardzo mi odpowiada, gdyż robię to precyzyjnie i nie wychodzę poza kontur. Ku mojej uciesze trwałość jest standardowa, nie martwię się, że moje usta są wysuszone i zmaltretowane wżerającymi się pigmentami; po zjedzeniu czegoś równomiernie ściera się i jestem gotowa na odświeżenie makijażu, chociażby dla poprawy nastroju.



Szminka od Artistry wg mnie jest wyśmienita, musicie mi uwierzyć, spełnia znakomicie swoje funkcje, usta nie wyglądają banalnie, są zadbane i odmłodzone, makijaż nie jest "przesadzony". Nie zmienia smaku, zapach ledwo wyczuwalny, przypadnie do gustu nawet wrażliwcom. Design  opakowania niczym z przyszłości, złoto symbolizuje bogactwo i totalny luksus. Podczas upałów nie spływa, nie powstają grudki, nie wychodzi poza kontur. Produkt godny polecenia. Również makijażystkom. Zwraca uwagę klientek i tym sposobem potęguje działanie upiększające.



Podsumowanie:

- przepiękne futurystyczne opakowanie i ciekawy system otwierania

- luksusowa kremowa pielęgnująca formuła

- optycznie odmładza usta, powiększa je

- odświeża wygląd, ociepla karnację, daje komfort wargom

- średnio kryjąca, o subtelnym połysku

- dobrze, że nie ma smaku

- początkowo trochę podkreślała suche skórki

- delikatny truskawkowy zapach, którego nie czuć na ustach

- kiedy długo stoi na toaletce, opakowanie tak samo jak tradycyjne przyciąga pyłki kurzu (co widać na ostatnim zdjęciu), ale nie stanowi to dla mnie powodu do narzekań

- poza recenzowaną, kremowa seria SIGNATURE COLOR posiada wiele pięknych odcieni, każda kobieta wybierze odpowiedni dla siebie

- dostępna u dystrybutorów, zajrzyjcie na www.amway.pl 

Serdecznie polecam. Cieszy oczy i świetnie koresponduje z pozostałymi kosmetykami makijażowymi. Zresztą jak wiecie, na stronie rekomenduję tylko produkty, które mnie zachwycają pod różnym względem, mam przyjemność z ich stosowania i zainteresują nawet bardzo wymagające osoby.


Porada na temat malowania ust od Ricka DiCecca, artysty makijażu cieszącego się międzynarodowym uznaniem: Aby przedłużyć trwałość Twojej ulubionej pomadki do ust i nadać makijażowi wyrazistości, obrysuj wargi ARTISTRY kredką do ust, a następnie pokryj nią całe wargi. Na koniec usta pomaluj pomadką ARTISTRY SIGNATURE COLOR bezpośrednio z tubki.