SZUKAJ NAZWY PERFUM LUB KOSMETYKÓW

Madame Perfumella Blog o perfumach i kosmetykach 2024

24 sierpnia 2017

Oleożel Cleanology do demakijażuz Dr Irena Eris recenzja

Kiedy mam chwilę tylko dla siebie, testuję nowinki kosmetyczne i różne ciekawe produkty warte zainteresowania. Zawsze oczyszczam twarz przed snem, nawet jeśli tego dnia się nie malowałam. Ostatnio spróbowałam zestaw do rytualnego oczyszczania twarzy...

Dr Irena Eris Cleanology Face Cleansing Ritual, którego zawartość składa się z oleożelu i mini ręczniczka z mikrofibry, wszystko po to, aby jak najpełniej przywołać atmosferę luksusowego SPA. Jeśli jesteście ciekawi, czy ten nowatorski kosmetyk sprawdził się u mnie, zapraszam do przeczytania całej recenzji.





Srebrna tuba zawiera 175ml produktu. Zapach jest świeży, kwiatowo - owocowy, czuję woń mandarynki, peonii i róży, przypominają mi się urocze perfumy Naomi Campbell Cat De Luxe With Kisses oraz Beyonce Rise. Miłe wspomnienia powodują, że codzienny demakijaż jest przyjemniejszy i niepowtarzalny.

Konsystencja to przezroczysty, gęsty, odświeżający żel, który pod wpływem rozprowadzania zmienia się w aksamitny olejek. Aplikacja okazała się dla mnie nowością, innowacją, zaskoczeniem. Do pełnego oczyszczania twarzy wystarczy dosłownie odrobina preparatu. Nakładamy na suchą skórę całej twarzy (również na powieki i usta), następnie wykonujemy małe, koliste ruchy, by równomiernie pokryć twarz. U mnie trwa to trzy minuty.


Tym sposobem serwujemy sobie za darmo luksusowy, ujędrniający, pobudzający automasaż twarzy a skóra odwdzięczy się nam ładnym kolorytem, będzie dotleniona i zrelaksowana, lepiej wchłonie składniki odżywcze zawarte w niniejszym oleożelu.

Stosowałam też na skórę uprzednio zwilżoną wodą termalną, aby produkt lepiej się rozprowadzał podczas masażu, aczkolwiek nie jest to konieczne, zrobiłam to z ciekawości. Formuła jest przecież olejowa, tłusta.


Po wykonaniu automasażu, kładziemy na twarz zwilżony ciepłą wodą mini ręczniczek (wymiary 35 x 24cm). Ciepło płynące z kompresu stymuluje właściwe działanie preparatu, kojąc i przywracając skórze równowagę. Taki kompres trzymam na twarzy pięć minut, po upływie tego czasu wycieram twarzy tym samym ręcznikiem. Producent sugeruje, aby po zakończeniu czynności nie spłukiwać twarzy wodą tylko nałożyć ulubione serum lub krem.



Na blogu kilkakrotnie podkreślałam, że po zastosowaniu mleczek, śmietanek czy płynów micelarnych czuję przymus opłukania twarzy wodą. Tak jest i w przypadku omawianego kosmetyku. Miałam wrażenie, że nie dokładnie wytarłam twarz stąd przymus użycia wody. Oczywiście jak to zwykle bywa, moje obawy okazują się być bezpodstawne, oleożel dokładnie oczyszcza skórę, pozostawiając ją miękką, nawilżoną, delikatną w dotyku, bez efektu ściągania. Po każdorazowym użyciu ręczniczka trzeba go uprać. Szkoda, że w pudełku nie ma dwóch - na rano i na wieczór.


Jakie składniki aktywne kryją się w niniejszym produkcie?

Gliceryna - nawilżająca, tworząca na powłoce skóry tzw. okluzję czyli specyficzny ochronny film

Emolienty - natłuszczające; pośrednie działanie nawilżające

Olej z nasion winogron - działanie antyoksydacyjne, hamuje proces starzenia się skóry, działa kojąco oraz przeciwzapalnie

Olej ze słodkich migdałów - zmiękcza naskórek, jednocześnie wzmacnia barierę lipidową

Oliwa z oliwek - działa silne odżywczo i natłuszczająco

Wyciąg z błękitnej algi - chroni przed niekorzystnymi wpływami środowiska

Witamina C i E - razem przyspieszają regenerację, nawilżają, poprawiają ukrwienie skóry

Zalety rytualnego oczyszczania twarzy z Dr Ireną Eris:


✔ Nowatorska propozycja demakijażu twarzy, łącząca skuteczne oczyszczanie z ujędrniającym masażem zakończonym odprężającym kompresem

✔ Ręczniczek posiada ultra-miękkie włókna, delikatnie peelingującą strukturę, dzięki czemu pobudza mikrokrążenie skóry, złuszcza martwy naskórek odsłaniając zrelaksowaną, wygładzoną cerę

✔ Produkt polecany jest do każdego rodzaju skóry, lecz moim zdaniem to idealne rozwiązanie dla normalnej i bardzo przesuszonej cery (ze względu na żelowo - olejkową a co za tym idzie natłuszczającą formułę

✔ Rytuał nie wymaga używania wody

✔ Do codziennego stosowania rano i wieczorem, zmywa nawet wodoodporny makijaż oczu i ust

✔ Choć wymaga zwiększenia nakładu czasu podczas oczyszczania, ale ma większą przewagę nad mleczkiem czy płynem micelarnym, gdyż gwarantuje skórze upojne chwile relaksacji

✔ Bardzo wydajny kosmetyk, wystarczy dwie - trzy krople do pełnego demakijażu

✔ Formuła testowana dermatologicznie

Ciekawa konsystencja, fajny zapach i skuteczne działanie - te czynniki spowodowały, że chętnie sięgam po ten kosmetyk również rankiem, w celu obudzenia skóry, niwelowania zmęczenia.

Czuję, że marka inspirowała się japońskim stylem w demakijażu, w którym celem jest dokładność i dosłownie dostarczanie dobra swojej skórze. Warto spróbować, by doświadczyć odprężenia, ulgi, a przy tym stać się posiadaczem aksamitnie gładkiej skóry, jakby zupełnie nowej, przede wszystkim solidnie oczyszczonej i przygotowanej do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych.

Więcej informacji na temat recenzowanego oleożelu Dr Irena Eris z linii Cleanology znajdziecie pod poniższym linkiem:


  

17 sierpnia 2017

Jak pachną męskie perfumy Jeanne Arthes Colonial Club Signature?

Idealna męska woda toaletowa?  To woda, która łączy w sobie świeżość, zmysłowość i energię. Tak przynajmniej twierdzicie Wy - Czytelnicy. Francuska firma Jeanne Arthes wprowadzając na rynek najnowszy męski zapach Colonial Club Signature odwołuje się do ewolucji współczesnej męskości, opowiadając najnowszą historię o....
zmieniających tożsamość klasycznych akordach przenikających przez nowoczesność. Czyż nie brzmi to jak perfumowy ideał?

Nazwa niniejszej wody toaletowej Colonial Club Signature oznacza w języku angielskim  (w wolnym tłumaczeniu) - Klucz do Klubu Kolonialnego. Do klubu należą Prawdziwi Dżentelmeni – charyzmatyczni mężczyźni, o silnej osobowości, pełni pasji, entuzjazmu, miłości do podróżowania oraz miłości do życia. To panowie niczym z obrazka, z ekranu, z moich wspomnień i wyobrażeń, kiedy byłam małą dziewczynką –  wtedy Panowie byli eleganccy, z klasą, stylowi i to niezależnie czy byli ubrani w markowy garnitur, marynarkę czy bluzkę polo.


Proste, a zarazem eleganckie kartonikowe opakowanie Colonial Club Signature pokryto miłym w dotyku szarym zamszem. Buteleczka wykonana z masywnego szkła zachowała taki sam kształt jak w pierwszym Colonial Club.

Nuta głowy złożona z bergamotki, szałwii i gruszki razem przybierają ziołowo - słodko - chłodny styl, kurczowo trzymają się akordów cierpkiej lawendy, drewna pomarańczowego, bobu tonka zawartych w sercu zapachu. Dopiero intensywne, ostre nuty cedru i nieco łagodniejszej, słodszej ambry, splecione razem wydobywają całą niezwykle magnetyczną moc zapachu, za którą podąża ekscytacja, pragnienie i pokusa.

Zastanawia mnie też specyficzny słony akcent w tle, który znienacka wplata się w słodycz, nadając całości orientalnego charakteru. Czyżby to była spokojna ambra i bób tonka? Bo bez wątpienia bób tonka wiedzie w kompozycji prym i dosłownie ma wiele "twarzy". Nawiązuje do aromatu rumu, wanilii, karmelu, świeżego siana, goździków, wędzonych śliwek, migdałów, słonej wody morskiej.





Tak jak kolonialny styl wnętrz charakteryzujący się głębokimi barwami przesiąkniętymi egzotyką, migoczącymi światłocieniami - woń opisywanej wody toaletowej jest taka gęsta, głęboka, szlachetna, esencjonalna, przesycona różnorodnością aromatów, ale ostatecznie przyjemnie świeża, na przemian zadziorna, z odrobiną słodyczy.


Colonial Club Signature od Jeanne Arthes - zalety perfum i ciekawostki:


✔ to zapach długo wyczuwalny na skórze i na ubraniu

✔ wydajny flakon o pojemności 100 ml

✔ elegancki, ponadczasowy zapach - zmysłowa klasyka łączy się z dynamiczną nowoczesnością

✔ prawdziwie męskie, dla odważnych panów z klasą

✔ flakonik wygodnie leży w dłoni, nie zabiera dużo miejsca na półce; choć wygląda minimalistycznie, zawiera bogactwo składników

✔ nieco spokojniejszy od pierwszego Colonial Club, lecz wciąż zachowujący ostrzejszą nutę przełamaną ciepłą słodyczą

✔ stacjonarnie dostępne tylko w drogerii Hebe, a w internecie u oficjalnego polskiego dystrybutora na stronie sklep.dexplus.pl

Prawdziwi dżentelmeni dzięki intensywności i wyrazistości kompozycji podkreślą swoją silną osobowość.



Szczerze powiedziawszy zapach tak bardzo mi się podoba, że bez zbędnego zastanowienia sama używam kropelkę, bo wyczuwam w nim znajome, klasyczne nuty, przypominające mi o dawnych czasach, a tym samym idealnie pasujące do teraźniejszości.  

Colonial Club Signature by Jeanne Arthes polecam wszystkim panom, którzy szukają trwałych, wyrazistych perfum, lubią zmysłowe, orientalne, ciepłe kompozycje, nie chcą przepłacać, a chcą mieć naprawdę dobrej jakości pachnidło.

 

16 sierpnia 2017

Intesywna pielęgnacja ciała z Amway Recenzja produktów kąpielowych G&H

Kiedyś nie miałam potrzeby regularnego używania balsamu po kąpieli aczkolwiek lubiłam efekt wypielęgnowanej skóry. Im jestem starsza tym moja skóra ma większe potrzeby, częściej muszę ją nawilżać, delikatne mgiełki nie dają upragnionego rezultatu poza ładnym zapachem, ale ostatnimi czasy...
.....nie lubię też gęstych, wolno wchłaniających się specyfików. Szukałam czegoś "po środku" a najlepiej z żelem pod prysznic do kompletu.



Lubię testować nowości dlatego zdecydowałam się opisać Wam dwie nowe propozycje kąpielowe od Amway - linia G&H NOURISH+ i G&H REFRESH+. Niewiele firm kosmetycznych decyduje się na wprowadzenie żelu i balsamu z jednej serii.











We wcześniejszych postach omawiałam znaczenie obu serii, kluczowe składniki i działanie. Poranny, chłodny prysznic to coś wspaniałego, idealne rozpoczęcie nowego dnia, symboliczne zmycie kłopotów, głęboki relaks. Aby w pełni poczuć zalety porannego prysznica polecam serię G&H REFRESH+ o działaniu odświeżająco - nawilżającym. Natomiast na zakończenie dnia, kiedy chcemy ukoić zmęczoną skórę, odżywić, zregenerować, warto wypróbować żel i balsam G&H NOURISH+.



Zalety żeli pod prysznic Amway G&H (Gentle & Healthy):


✔ duże opakowania zawierające 400ml produkty

✔ nie zawierają pompki dozującej płyn, ale i tak stosowanie nie sprawia kłopotów, kończące się opakowania stawiam do góry nogami

✔ wraz z działaniem mamy wybór zapachu kosmetyku: świeży i chłodny lub miodowy, słodkawy i ciepły

✔ kremowa i gęsta formuła, dobrze się pieni, łatwo spłukuje

✔ nie wysusza skóry, przynosi ulgę skórze, rozbudza

✔ można dolać kilka kropel do kąpieli w wannie, ja lubię dodawać wersję G&H NOURISH+ do rytualnej, relaksacyjnej kąpieli stóp

✔ zawiera naturalne aktywne składniki myjące i pielęgnacyjne (m.in. miód, aloes, kwiat pomarańczy, wyciąg z zielonej herbaty)

✔ linia G&H NOURISH+ zawiera biodegradowalną formułę, nie zawiera soli kwasu siarkowego ani triklosanu

✔ linia G&H REFRESH+ jest wyjątkowo łagodna, gdyż nie zawiera mydła a mimo to znakomicie odświeża i przywraca komfort

✔ bardzo wydajne

Skóra jest naszą jedyną barierą ochronną, nie nawilżana pęka, staje się szorstka, swędzi, piecze, często widać na niej białe, pionowe kreski, mamy wrażenie ściągnięcia skóry.



Jaka jest różnica między emulsją a mleczkiem do ciała?


Zalety emulsji do ciała G&H NOURISH+:

✔ gęsta, kremowa konsystencja konsystencja

✔ pozostawia wyczuwalny, subtelnie błyszczący, bo natłuszczający film na skórze

✔ wchłania się nieco wolniej niż tradycyjny balsam, ale dzięki temu daje skórze długotrwałą ulgę i ukojenie

✔ najlepiej stosować codziennie w celu uzyskania zdrowego wyglądu skóry

✔ wydłuża nawilżanie do 24h

✔ bardzo dobre do stosowania po depilacji

✔ miodowo - mleczny, słodkawy, uspokajający zapach

✔ wygodna pompka ułatwiająca dozowanie


Zalety mleczka do ciała G&H REFRESH+:

✔ ultralekka konsystencja, szybko wchłaniająca się

✔ mleczko pozostawia skórę nawilżoną, ale matową

✔ zmiękcza skórę, odbudowuje naturalną barierę wilgoci skóry

✔ odświeża i wygładza

✔ można się od razu ubrać, nie pozostawia tłustych plam na ubraniu

✔ również posiada przydatną do aplikacji pompkę i blokadę przed przypadkowym naciśnięciem

✔ mniej wydajne niż emulsja


Sądząc po opisie, oba produkty są bardzo do siebie podobne, jeśli chodzi o właściwości. Emulsja zadziała wolniej, ale długofalowo, zaś lekkie mleczko przyniesie natychmiastową ulgę, ale porównując czas działania - będzie on moim zdaniem krótszy.

Ale mamy wybór i w zależności od naszych preferencji możemy stosować emulsję, np. po depilacji lub jako krem do rąk, zaś mleczko w celu odświeżenia i przywrócenia nawilżenia nawet podczas dnia.

Prezentowane kosmetyki bardzo polubiłam ze względu na zalety jakie posiadają, funkcjonalne opakowania, nowe ulepszone formuły i duże, wydajne opakowania. Zachęcam do przeczytania informacji o tych produktach na stronie firmy Amway, podaję Wam jak zawsze bezpośredni link.


 

11 sierpnia 2017

Czy warto kupić perfumy w kulce? Poznajcie wady i zalety rollonów!

Perfumy w kulce dla jednych to już przeżytek, inni nie mogą się bez nich obyć. Symbol lat 90tych czy nic nie znaczący kosmetyk, który marnuje nasz czas?

Zastanawiając się przez chwilę dochodzę do wniosku, iż takie pachnidełka mają jednak swoje zalety, wystarczy dać im szansę. Dziś niestety niewiele firm decyduje się na ich produkcję. Poznajcie wady i zalety pachnideł kulkowych.

Kiedy byłam nastolatką produkty w kulce, choć nie zawsze skuteczne i przyjazne skórze miały swoje "pięć minut"; uczulające dezodoranty i smakowe błyszczyki, do których niemiłosiernie przylepiały się włosy, aż wreszcie perfumetki roll on, pachnące bardziej alkoholem niż właściwym zapachem.

Zalety i wady perfum w kulce przedstawiam na swoim przykładzie. Miałam okazję używać od najtańszych po droższe, polskich i zagranicznych marek. Rezultat jaki uzyskiwałam był zawsze taki sam, nie był w 100% satysfakcjonujący.


Perfumy w kulce. Zalety i wady - info dla początkujących perfumowiczów:


✔ choć często bywają w formie olejkowej to nie często bywają tak samo intensywne jak klasyczne wersje w atomizerze, ich projekcja na odległość nie osiąga tak dobrych rezultatów jak w przypadku "psikanych".

✔ idealne do spotkań we dwoje, aby poczuć zapach trzeba być w bliskiej odległości i przede wszystkim dużo go użyć.

✔ zmieszczą się w każdej torebce a jeśli stłuką nie jest żal wyrzucić, bo są to małe, "przenośne" pojemności, czasem jednak malutkie osiągają zawrotne ceny.

✔ dyskretne a sam gest i moment perfumowania się jest elegancki i zmysłowy.

✔ prosta aplikacja, lecz bywa, że nawet tuż po zakupie kulka zacina się i "zastyga" nie doprowadzając perfum do ujścia.

✔ jeśli posiadacie perfumy w atomizerze to kulkowe z tej samej linii będą fajnym uzupełnieniem (również jako dodatek do prezentu), w niewielkim jednak stopniu podbiją trwałość i intensywność zapachu.


✔ polecam szczególnie początkującym perfumowiczom, podróżującym i minimalistom.


✔ małe pojemności (np. 10ml) pozwalają na częste zmiany flakoników.

✔ niestety nie będziemy mieć frajdy jaką jest "wchodzenie" w świeżą, orzeźwiającą, pobudzającą mgiełkę zapachu.

✔ nie pozostawiają śladów na skórze, raczej nie powinny powodować przesuszenia, mogą brudzić ubrania.

✔ tak samo jak w przypadku klasycznych perfum, kulkowych nie poleca się stosować pod pachami.

✔ jeśli chodzi o miejsca na ciele idealnych do perfumowania się i o przechowywanie fiolek to w przypadku kulkowych obowiązują takie same zasady jak w przypadku tradycyjnych.

✔ nakładanych kilka tuż obok siebie (nigdy nie na sobie) stworzą ciekawą, oryginalną kompozycję zapachową.

✔ szybciej się psują, przez kontakt ze skórą do wnętrza flakonika przenoszone są bakterie i inne zanieczyszczenia.



Czy osiągając sędziwy wiek nie powinno się używać perfum? Jestem ciekawa czy zgodzicie się z powyżej wymienionymi właściwościami perfum w kulce? Poznajcie opinię kilku moich znajomych i Czytelników, co sądzą o perfumach w kulce.

Paweł (46) - zdecydowanie wolę perfumy z atomizerem, co prawda zabierają więcej miejsca, ale dłużej i mocniej pachną. Tak naprawdę nie spotkałem się jeszcze z męskimi perfumami w kulce.

Bartosz (39) - wolę perfumy tradycyjne, które czuję na sobie, kulkowe byłyby za delikatne dla mnie.

Monika (24) - zalety perfum w kulce moim zdaniem są niewielkie, można z takimi poeksperymentować, na dłuższą metę się nie sprawdzają. Lubię wyraziste pachnidła, kulkowe wydają się za słabe.

Teresa (66) - nie muszę się martwić i myśleć gdzie kupić perfumy w kulce. W małej zaprzyjaźnionej drogerii zawsze takie nabywam. Lubię ich używać, moim zdaniem w pewnym wieku nie należy przesadzać z perfumami.

Dagmara (36) - używam perfum w kulce kiedy chcę skusić ukochanego do miłosnych igraszek. Perfumuję się przy nim, delikatnie i powoli pocieram perfumami skórę, on wtedy patrzy i wie na co jestem gotowa. Nie muszę używać słów, odpowiedni zapach naprawdę działa! Może i jestem oldschoolowa, najważniejsze, że moja metoda działa.


Szczerze mówiąc ja preferuję klasyczne buteleczki, mniejsze też można przecież częściej wymieniać na inne. Choć perfumy w kulce są dosłownie "bezgłośne" i takie "sekretne", psikanie się w wybrane miejsca na ciele jest przyjemniejsze, poprawiające nastrój i oczywiście bardziej odświeżające. Bywają jednak dni, kiedy nie mam chęci mocno się perfumować, wówczas kulkowe okazują się idealnym rozwiązaniem.


09 sierpnia 2017

Rozświetlacz BECCA i Nia z Sephory

W obecnej pracy mój makijaż może być zarówno ultralekki jak i bardzo mocny, nie mam narzuconego makijażowego kodu, także mogę dosłownie przebierać w kosmetykach kolorowych jak w ulęgałkach, w zależności od nastroju czy potrzeby, co bardzo mnie cieszy (aczkolwiek lubię mocno się malować).

Niewątpliwie mocniejszy makeup sprawia, że ludzie poważniej mnie odbierają, uważniej słuchają, zapamiętują mnie, chętnie wracając, ponadto dzięki temu więcej produktów sprzedaję niż nie mając na twarzy chociażby fluidu czy tuszu na rzęsach.

Kiedy kilka lat pracowałam w znanym sklepie kosmetycznym, koleżanki zamiast idącą mnie widziały dosłownie tonę rozświetlacza na mojej twarzy, zresztą wówczas wymagała tego moja praca, wpływało to na wyższą sprzedaż.

Niestety albo "stety" nawyk rozświetlania został mi do teraz, choć nie minął aż tak długi okres czasu. Choć czasem przesadzam z tym rozświetlaniem, ale lepszy odświeżający blask niż podkreślający zmęczenie płaski mat.


W tym poście chcę Wam przedstawić zalety i porównanie pewnych kosmetyków dostępnych na wyłączność perfumerii Sephora i dokonać wybór najlepszego.



Ostatnio w mojej kosmetyczce zagościł duet dwóch kosmetyków rozświetlających skórę twarzy perłowym blaskiem. Tak naprawdę jeden z nich służy do pielęgnacji szyi, ale zauważyłam, że aplikowany na twarz poprzez masaż działa na moją skórę napinająco, odświeżająco, nawilżająco niczym kwas hialuronowy i idealnie sprawdza się jako dzienne serum pod krem, gdyż jego konsystencja jest lekka, szybko wchłaniająca. Mowa o wygładzającym rollerze do szyi Tech Neck Line Smoother marki Nia.

Działa natychmiastowo, w zaledwie kilka minut - wygładza powierzchnię skóry, poprawia napięcie, ujędrnia, nawilża, odświeża, niweluje widoczność drobnych zmarszczek (wchodząc w nie).









Składniki aktywne preparatu Nia Tech Neck Line Smoother:

  • NIA-114™: opatentowana cząsteczka wzmacniająca i chroniąca skórę przed wpływem zewnętrznych stresorów

  • Biopolimery: tworzą elastyczną, niewidzialną, ale niwelującą "smartfonowe zmarszczki" powłokę, działają wygładzająco i generalnie poprawiają wygląd

  • Lipopeptydy: niwelują efekty grawitacji szyi, czyli zapobiegają opadaniu skóry

  • Wyciąg z alg: daje świeży, kremowy zapach, wspiera pracę kolagenu w skórze, natychmiast wygładza powierzchnię



Niniejszy kosmetyk producent zaleca stosować rano i wieczorem. Regularność popłaca, ale szczerze powiedziawszy najlepszy efekt mam kiedy używam go sporadycznie, przed jakimś większym wyjściem, wówczas muszę dobudzić skórę, odświeżyć, porządnie wygładzić i przygotować do nałożenia makijażu. Działa jak luksusowe serum, i tak jak mówię, najlepiej działa na mnie nakładany doraźnie, niczym lekarstwo. Nie lepi się, nie marze i nie wałkuje, jeśli wcześniej użyję pilingu i dobrze oczyszczę cerę.

Muszę wypróbować zmieszać go ze zbyt ciemnym podkładem i zastosować zamiast bazy. Sugeruję Wam nie wyrzucać opakowania. Puste przechowywać w lodówce i rankiem masować rollerem okolice oczu, by zlikwidować obrzęki i sińce. Uważam, iż jest to naprawdę fajny, ciekawy, pomysłowy kosmetyk. Myślę, że osobom mającym cerę normalną i suchą najbardziej przypadnie do gustu, gdyż poza wymienionymi walorami daje efekt rozświetlonej, mokrej, wypoczętej skóry.


Więcej o Nia Tech Neck Line Smoother przeczytacie na stronie www.Sephora.pl






Rozświetlania ciąg dalszy, tym razem w klasycznym stylu. Za pomocą rozświetlacza w kamieniu BECCA Shimmering Skin Perfector Pressded w odcieniu C POP i szerokiego pędzelka. O amerykańskiej marce BECCA słyszałam wiele razy, lecz dopiero na wiosennym evencie zorganizowanym przez Sephorę miałam okazję ją poznać i przetestować pełną gamę kosmetyków. To opakowanie wyglądające niczym latający spodek zwróciło moją uwagę - wykonane z matowego tworzywa, połączone z metalowym dodatkiem zawierającym logo firmy.




Niniejszy rozświetlacz jest tak naprawdę kosmetykiem wielofunkcyjnym, gdyż stosuję go również do zamaskowania cieni pod oczami, zamiast klasycznych cieni do powiek czy różu do policzków, jako baza pod cienie, możliwości jest wiele, ogranicza tylko wyobraźnia. Idealnie stapia się z moją skórą, przez co kolor nie odróżnia się o karnacji, wygląda bardzo naturalnie.

W zależności od stopnia natężenia (czytaj warstw kosmetyku) uzyskuję efekt od subtelnego rozświetlenia promieniami słońca, przez piękną wciąż naturalnie wyglądającą perłę, po totalnie odbijanie światła i krycie zmarszczek, subtelne nadanie koloru. Producent sugeruje, aby nakładać go na kości policzkowe, łuki brwiowe i grzbiet nosa.


Przyznam się, że nie stosuję się do wszechobecnej zasady mówiącej o tym, by rozświetlaczem podkreślać walory twarzy a matowić wady. 








Na potrzeby tego wpisu zastosowałam go na całą twarz (zdjęcia bez retuszu), aczkolwiek normalnie też wiele razy się na taki gest kuszę, nikt mi potem nie mówi "Kasiu, wyglądasz na zmęczoną, źle spałaś?" tylko patrzy i patrzy i po chwili "Byłaś w SPA?". Rzeczywiście omawiany kosmetyk dosłownie podkręca makijaż na "wysoki połysk" i działa jak reflektor dając maksymalne rozświetlenie dzięki zawartości pereł, pochłaniających, rozpraszających i operujących światłem w celu naśladowania naturalnego blasku skóry. Polecam sprawdzić ten produkt i zachwycić się złoto-perłową głębią jaką zobaczycie na skórze i najlepiej nakładać do na uprzednio przypudrowaną twarz. Praktycznie nie pachnie, formuła sucha, pudrowa, lekka, niewyczuwalna na skórze, nie warzy się, nie wałkuje, negatywnie nie wpływa na stan suchej cery.

Daję ogromny plus za rezultat, szalenie mi się podoba a ja lubię przesadzać z rozświetlaniem w makijażu, lecz kiedy trzeba jestem minimalistką z klasą. Więcej informacji znajdziecie oczywiście na oficjalnej stronie www.Sephora.pl





Składniki zawarte w rozświetlaczu BECCA Shimmering Skin Perfector Pressed: Mica, talc, caprylic/capric triglyceride, isostearyl alcohol, petrolatum, silica, boron nitride, nylon-12, HD/trimethylol hexylactone crosspolymer, dimethicone, magnesium stearate, polyethylene, sorbitan sesquioleate, parafinum liquidum (mineral oil), cera microcristalina, calcium sodium borosilicate, synthetic fluorphogopite, calcium aluminium borosilicate, polyethylene terephthalate, acrylates copolymer, trierhoxycaprylysilane, potassium sorbate, tetrasodium EDTA, chlorphenesin, tin oxide.

Najlepszy rozświetlacz z Sephory? Oba wyżej opisane produkty uważam za niezastąpione, jeśli mam na myśli szybkie "wyjście ze zmęczenia" i poprawę wyglądu przed ważnym wydarzeniem. Tak jak napisałam na początku musiałam dokonać wyboru faworyta. Jest nim rozświetlacz BECCA. Choć nie ma dołączonego pędzelka, pędzel do różu sprawdza się znakomicie. Jestem bardzo zadowolona z efektów jakie daje (są zdecydowanie wyraźniejsze niż w przypadku rollonu Nia Tech Neck Line Smoother) i mogę  bez obaw stosować go na wiele sposobów, w każdej sytuacji. Czuję, że perłowe rozświetlenie już zawsze będzie modne.

Ten wpis jest bardzo osobisty, ponieważ zdradziłam Wam swoją tajemnicę, tak, tak, wbrew panującym zasadom naprawdę nakładam dużo rozświetlacza.


Znacie kosmetyki Nia i BECCA? Co najczęściej kupujecie w Sephorze?


 

06 sierpnia 2017

Perfumy Allvernum Cherry Blossom & Musk recenzja Allvernum

Marzy mi się uczestnictwo w Hanami - coroczne tradycyjne podziwianie urody kwiatów Sakury (wiśni) w Japonii. Ich kwitnienie trwa od stycznia do kwietnia (w zależności od miejsca), trwa od jednego do dwóch tygodni, widowisko przypomina różowy śnieg.

Kwiat wiśni symbolizuje piękno i ulotność natury, prostotę i czystość, jest zwiastunem wiosny, miłości, czegoś nowego, co właśnie się rozpoczyna. Motyw kwitnącej wiśni to nieodłączny element japońskiej historii i kultury, wróży po prostu świetlaną przyszłość.

Właśnie te fakty natchnęły polską firmę Allverne, do stworzenia wody perfumowanej Allvernum Cherry Blossom & Musk a ich woń rekompensuje mi niespełnione marzenie.


Krystaliczne, pachnące czystością, gorzkawe zapachy kojarzę ze wspaniałym uczuciem wolności, piękna, niezależności; nadają się do całodziennego noszenia, aczkolwiek najbardziej lubię stosować je po porannym prysznicu z użyciem, np. żelu pod prysznic Lotos & Jaśmin. To swoiste preludium do rozpoczęcia idealnego dnia.

 
Źródło foto: darmowa strona z tapetami wallapapercave.com. 

Jak pachnie Sakura?


Aromat kwiatu wiśni bywa trudny do określenia; rankiem staje się delikatny i słodki, maślany, zaś wieczorem przybiera ostrzejszy i świeższy charakter z zieloną nutą w głębi. Taka reakcja zachodzi na mojej skórze. Otwierając kartonik z Cherry Blossom & Musk byłam niezmiernie ciekawa w jaki sposób niniejszy zapach opowie swoją historię...

Pobierz i ułóż -TUTAJ- puzzle z perfumami Allvernum Cherry Blossom & Musk.





Pobierz -TUTAJ- tapetę na pulpit z perfumami Allvernum Cherry Blossom & Musk.



"Jeśli nie masz spokoju w sobie, nigdy nie znajdziesz go na zewnątrz" - Marvin Gaye.


Allverne inspiruje się naturą i nie kryje tego w prezentowanym zapachu. Człowiek nawet nie zdając sobie sprawy niszczy naturę (i spokój jaki ona niesie), niszcząc tak naprawdę siebie. Czasem nawet jedno spojrzenie, jeden gest potrafi zmienić świat.

Choć niniejsza woda perfumowana niesie ze sobą dynamiczny powiew świeżości, czystości, błogości - mi się kojarzy z ciszą. Z momentem zadumy i zachwytem nad cudownością natury. I dlatego chciałabym zobaczyć Sakurę; jak niewinny, ale doskonały płatek powoli spada wprost na moją dłoń. Gdy radość noszę w sercu, każdy kwiat odwzajemni mój uśmiech.


"Cisza jest święta - zbliża ludzi, a tylko ci, którzy się dobrze ze sobą czują, mogą siedzieć w milczeniu" - Nicholas Sparks.


Jak pachną perfumy Allvernum Cherry Blossom & Musk? Początek kompozycji idealnie wpasowuje się w wiosenno - letnie klimaty, czuję rześkie cytrusy i dojrzałe owoce; musuje, bywa gorzki i przyjemnie chłodzi skórę. Mandarynka, gruszka i truskawka w nucie głowy harmonijnie przenikają się przez siebie, żaden ze składników nie ma odwagi wyjść na prowadzenie. Szczerze powiedziawszy na mnie czuć malinę z cytryną, których w składzie nie ma, zapach tak na mnie potrafi się zmieniać. Delikatny kwiat wiśni w sercu Cherry Blossom & Musk nie komponowałby się tak idealnie jak z różą i jaśminem i nadającym zmysłowości i kruchości akcentom piżmowym, stopniowo decydującym o sile oczarowania mnie.


Cherry Blossom & Musk wytrwale buduje swą intensywność, umiejętnie odzwierciedla mój aktualny nastrój. Zwiewny, tryskający radością, wolny jak czyste powietrze, upajający świeżością, ale gdzieś w tle przypominający o tym, żeby pamiętać o zachwycie nad naturą, podkreślaniu znaczenia obcowania z nią.

Muszę Wam powiedzieć, że opisywane perfumy rozpylone na ubranie bardziej podobają mi się niż w kontakcie ze skórą, są nieprzewidywalne i nie ukazują prawdziwości składników, gdyż moja skóra "jakby je podmienia" i ostatecznie nie czuję wszystkich, ale te zmiany są intrygujące. W momencie aplikacji okalają mnie cudownie odświeżającą mgiełką i żałuję, że przyjemna rosa chłodzi moje ciało zaledwie kilka sekund. Zgadliście, często się perfumuję, aby ten czar zatrzymać.

Natomiast, jeśli chodzi o ogólny charakter, całość, uczucia, jakie pojawiają się po aplikacji - są to perfumy bardzo pozytywnie nastrajające, umilające dzień, łatwe w noszeniu, pasujące do ubrań w stylu sportowym i casualowym. Warto zaryzykować i kupić je nawet bez uprzedniego testowania, "nie są duszące", nie spowodują uporczywego bólu głowy. Czy skojarzycie je z ciszą? A może napisze Wam inny scenariusz...?


Perfumy Allverne - gdzie kupić?

Tradycyjnie, pod każdym postem podaję Wam linki, gdzie można kupić prezentowany przeze mnie produkt. Jeśli moja recenzja przekonała Was do zakupu, zajrzyjcie do drogerii hebe lub wejdźcie bezpośrednio do sklepu internetowego Allverne: http://www.sklep.allverne.pl/produkty/allvernum,2,316