Zapach to moda dla nosa, istotny element naszej garderoby zaś piękna woń sprawia, że życie jest piękniejsze, chociaż przez chwilę. Ważne dla samopoczucia, by mieć swój "pachnący" podpis. Tymi słowami Karl Lagerfeld zachęcił mnie do przetestowania i późniejszego zakupu wody perfumowanej Fleur De Pecher.
W tej recenzji odpowiem na pytania: Jak pachną perfumy Karl Lagerfeld Fleur De Pecher? Czy stały się moim tzw. "signature scent"? Czy są trwałe? Czy faktycznie moje życie stało się piękniejsze..?
Zostańcie ze
mną do końca a w międzyczasie pomyślcie o Waszym zapachu wszech czasów.
Ponoć to zapach kreatywny, ikoniczny i taki no wiecie -
"cool" - tak zachęcała mnie sprzedawczyni, nie powiedziała nic o
nutach zapachowych, ale patrząc na flakonik i napis łatwo się domyślić, że
wiodącą nutą jest aromat kwiatu brzoskwini. Kupiłam go wcześniej niż dostałam recenzowany
na blogu Fleur De Murier, który okazał się niezbyt trwały, choć miły dla zmysłu
powonienia.
Jeśli chodzi o Fleur De Pecher, pomimo słabej trwałości
poprzednika, dałam mu szansę i nosiłam kilka miesięcy zwracając uwagę praktycznie
przez cały czas na trwałość. Tak samo jak Fleur De Murier, to Fleur De Pecher
traktuję tylko jako odświeżającą mgiełkę do ciała, zwłaszcza podczas upałów,
perfumuję się w dowolnym momencie i nie żałuję dawki, bowiem za maksymalnie
godzinę zniknie ze skóry.
Patent na zwiększenie trwałości perfum.
Jest sposób, aby utrzymać nieco dłużej ten zapach,
nie chodzi tu o stosowanie bezzapachowej wazeliny kosmetycznej czy olejków do
ciała a o przykrycie perfumowanego miejsca ubraniem, czyli nie perfumować jedynie
nadgarstków, a klatkę piersiową, zgięcie łokci, dekolt, szyję. Tak jak
powiedziałam wcześniej, najlepiej tę wodę jednak potraktować jako body mist.
Perfumy Fleur De Pecher wydano w 2017 roku, pochodzą z linii
Les Parfums Matieres i wydano je jako pierwsze. Odkryłam latem 2018, polubiłam
ze względu na znakomitą świeżość i wibrującą mieszankę cytrusów połączonych z
kwiatami, co przywołało na myśl wiosnę, słońce i wiatr wplątujący się we włosy,
to mnie oczarowało i jakbym zawisła w próżni, rozkoszowała się jedynie pierwszą
fazą kompozycji...
Niewątpliwie jest to dzienny kobiecy zapach, nowoczesny, ale
raczej delikatny i stonowany jak wchłonie się w skórę czy przeniknie ubranie. Po
rozpyleniu i zaznajomieniu się z nutą głowy to faktycznie jest musujący,
zwiewny, niesamowicie świeży, iskrzący, chłodny, nawet nieco ostry i kojarzy
się z pewnością siebie, prędkością, właśnie tą jedną chwilą, w której
podejmujemy impulsywnie decyzje "teraz albo nigdy". Trwa to krótko, radość,
entuzjazm szybko przychodzi i przemija, następuje rozczarowanie i myśl "a
co dalej?".
Nie będę opisywać z dużą dokładnością dalszej części
zapachu, jak to robię w niemalże każdej blogowej recenzji czy na live
instagramowym, bowiem po prostu czuję w nim dosyć mocno chemię, jakby był
rozcieńczony, plastikowy. Dopiero tuż przed wygaśnięciem staje się
całkowicie łagodny i pachnie na mnie niczym lilie. Trochę to dziwne a zarazem
niesamowite jak reaguje skóra na perfumy.
Tak jak wspominałam, to właśnie górna nuta, tętniąca
niewinną radością, smakowita i wspaniale rześka spowodowała, że zdecydowałam
się na zakup, ujęła mnie w jednej chwili
i lepiej się poczułam. Nie żałuję, flakonik miał cenę super promocyjną.
Często
mieszam Fleur De Pecher z ciężkimi perfumami, które stają się nieco
łagodniejsze, powstaje ciekawy zapach. Mimo tego nie zostanie moim signature
scent.
Zamiarem perfumiarki Emilie Coppermann było stworzenie
czystego, aksamitnego, "przezroczystego", delikatnego zapachu. Całość
już nie ujmuje tak bardzo jak początek, polecam przetestować, gdyż
prawdopodobnie miłośniczki świeżych, subtelnie słodkich, kwiatowo - owocowych
zapachów odnajdą coś ulubionego we Fleur De Pecher, tak jak ja odnalazłam
pięknie rozkwitające składniki w nucie głowy.