Na początku listopada na instastory zamieściłam ankietę, w której wybieraliście damski zapach, o którym chcieliście przeczytać na blogu. Wybór był pomiędzy Dior Joy Intense a Lancome La Nuit Tresor Musc Diamant. Ponad 80% procent głosów zdobyły perfumy Lancome, dlatego dziś przychodzę do Was z recenzją. W tym miejscu chcę jeszcze podziękować za głosy, za odwiedziny, wszystkie polubienia, komentarze i wiadomości prywatne.
Wodę perfumowaną Lancome La Nuit Tresor Musc Diamant całkiem niespodziewanie zdobyłam w 2019 roku. Tego zapachu nie było na mojej liście must have perfum do kupienia, nie testowałam go wcześniej, moja przygoda z linią La Nuit Tresor zaczęła się od wody toaletowej.
Flakonik Musc Diamant kształtem przypomina diament, z daleka półprzezroczysty, z bliska, dzięki załamaniu światła mieni się fioletowo - różową barwą, ślicznie lśni w pełnym słońcu. Szyjkę ozdobiono białą satynową różą czyli symbolem marki Lancome. Masywny i niezbyt wygodny w trzymaniu podczas aplikacji, dosyć ciężki nawet jak jest pusty. Na reklamach i zdjęciach prezentuje się luksusowo, niezwykle fotogeniczny, bajkowy, ws tylu fantasy, w realu niknie wśród innych propozycji Lancome, jeśli chodzi o kolory buteleczek z tej czy innej serii. Niknie również w całej kolekcji moich perfum.
Zawartość odpowiada barwie opakowania, jest delikatna, nie narzucająca się, dosyć świeża, wibrująca. Ogólnie mówiąc całość jest mocno piżmowa, kremowa, subtelna, słodka, owocowa, waniliowa, pudrowa i poniekąd "ozonowa" z uwagi na wspomnianą świeżość na samym początku kompozycji.
Musc Diamant odkrywa przed nami aksamitne, gładkie, trochę pikantne, jednakże ciche, ciepłe wnętrze, zatem co mamy w składzie? Musująca, soczysta malina, frezja i róża damasceńska oraz białe piżmo, natomiast na samym końcu trwania zapachu z całą pewnością bardzo dobrze wyczujecie akordy wanilii i paczuli.
Adresatką perfum Musc Diamant według zamysłu producenta ma być kobieta rozpoczynająca nowy rozdział w miłosnej historii, nowoczesna, pewna siebie, pragnąca prawdziwego, niekończącego się uczucia, bliskości, namiętności, zmysłowości. Lancome w swoim zapachu przypomina, że miłość nie jest odczuciem, jest zasadą a utrzymanie jej wymaga poświęcenia, czasu, inicjatywy, zatem jeśli jej pragniemy musimy chcieć dawać ją z siebie. Jest najważniejsza i cudowna. Jest diamentem. Stąd otulający, sensualny, kremowy, pudrowy aromat piżma i róży w sercu Musc Diamant.
Jeśli chodzi o trwałość zapachu to na mnie utrzymuje się niestety do maksymalnie dwóch godzin, jestem trochę rozczarowana, za to naprawdę bardzo długo na wełnianym ubraniu (najlepiej uperfumować szalik). Polecam stosować na dzień, jest bliskoskórny, lubi się z chłodnymi temperaturami bo działa "rozgrzewająco".
Pomimo, że w składzie jest róża i wanilia, nie jest duszący i ciężki. Łatwy w odbiorze, czasami pachnie jak owocowy deser a kolejnego dnia niczym waniliowe herbatniki. Czuć w nim DNA pierwszego La Nuit Tresor, ale w mniej oczywistym wymiarze, przez to Musc Diamant nie jest już nowatorski, staje się tłem, aczkolwiek może ciekawie brzmieć w połączeniu z innym zapachem Lancome.
Dlaczego go polubiłam? Bo mówi o miłości, wolności, swobodzie, lekkości życia, to są ważne dla mnie elementy mojej egzystencji. Nosi się go przyjemnie, używam dużej ilości zapachów, problemu nie stanowi dla mnie doperfumowanie się w ciągu dnia i odkrywania go jakby na nowo. No i pisze w mojej wyobraźni cudowną historię o miłości, co nie zawsze się dzieje...
To propozycja dla pań nie lubiących intensywnych, drażniących, "gryzących", ostrych zapachów. Czy będzie to bajka z happyendem to zależy od nas samych. Widziałam, że perfumy Musc Diamant dostępne są m.in. w perfumerii Douglas oraz internetowych.