SZUKAJ NAZWY PERFUM LUB KOSMETYKÓW

14 czerwca 2012

Jak pachnie Lady GaGa?

Na pomysł napisania niniejszego artykułu wpadł jeden z fanów profilu mojego bloga, zatem już się robi!

Przyznam Wam, ale nie gustuję w muzyce jaką reprezentuje rzeczona wokalistka. Lubię muzykę instrumentalną, najlepiej z gier video. Ale nie o grach dziś mowa a o zapachu z linii Fame pt. Black Fluid czyli Czarny płyn.

Wbrew początkowym pogłoskom, jakoby debiutanckie pachnidło sygnowane pseudonimem wokalistki miało pachnieć spermą i krwią okazały się oczywiście tylko pogłoskami.. Tymczasem okazuje się być kompilacją orchidei, moreli, wilczej jagody, szafranu oraz miodu. Wnikliwi Czytelnicy wiedzą, że na punkcie orchidei mam totalnego bzika, gdybym miała ku temu możliwości, mogłabym je hodować! Kocham aromat tego kwiatu zawartego w pachnidłach takich jak, np. Calvin Klein - Contradiction. Ale wracając do tematu, kolor wody jest czarny, symbolizuje duszę sławy. Ponoć po aplikacji nie barwi skóry i w tym tkwi owa innowacja. Premiera ma odbyć się w sierpiniu tego roku. Korporacją odpowiedzialną za wyprodukowanie tego zapachu jest nie kto inny jak Coty.

Każdy miłośnik, kolekcjoner perfum chyba widział to zdjęcia, ale dla zwieńczenia wypowiedzi zamieszczam.

 
Źródło: foto ze strony assets.gcstatic.com

31 maja 2012

Perfumy Halle Berry Reveal The Passion recenzja

Reveal pomimo ponoć negatywnych opinii, należy do moich faworytów wśród marek drogeryjnych. Zachwycam się nim jesienią i zimą, bowiem jest w nim coś ciepłego, wyjątkowego, magicznego. Czy Reveal The Passion okaże się być wyjątkowych chwil kontynuacją?

Odrzuciłam sceptyczne nastawienie już po pierwszej aplikacji.

Umiarkowanie słodki po odkryciu wszystkich nut, ale początkowo mocno = pozytywnie świdrujący w nosie; namiętny, elegancki, uwodzicielski - prawdziwy "killer", czyniący mnie damą, panią sytuacji.

O ile Reveal pasuje na dzień, o tyle Reveal The Passion rezerwuję na późne wiosenno - letnie popołudnia i wieczory. Otula mnie aromatami frezji i bergamotki, raczy mangostanem i białą Michelią (drzewo radości), by na koniec uwieść akordami drzewa Okume, paczuli oraz erotycznego piżma. Całość to kwintesencja zmysłowego wdzięku kobiety, silnego charakteru, ale także romantycznej duszy. Powoduje inne postrzeganie chwil zapewniając ciepłe odprężenie, wrażenie luksusu, wyjątkowości. Nie jest ciężki, nie krzykliwy, bardzo urokliwy. Nie kojarzy mi się z prawdziwą, dojrzałą miłością, bo taka zdarza się raz na tysiąc lat... Reveal The Passion to zapach chwilowej miłości, której finałem jest alkowa. I nie mówcie, że nie wiecie o co chodzi. Namiętność trwa krótko i dlatego będziecie chętnie powracać do tego pachnidła, by dodać sobie odwagi, odkryć siebie..

Na mojej skórze utrzymuje się do 6 godzin. Pozostawia tłustą, nawilżającą warstwę co dla mnie świadczy o dobrej trwałości. Czyste piękno, warte miejsca na mojej toaletce. Polecam paniom do góra 40 roku życia; na kolacje w dobrej restauracji i na tzw. trzecie randki ze śniadaniem. Cena zależy od aktualnych promocji.

Aktualizacja: mamy rok 2018 a tych perfum już nie ma w sprzedaży. Zakończono produkcję perfum pod marką Halle Berry.





25 kwietnia 2012

Przegląd damskich pachnideł marki Masaki Matsushima - część 2 ostatnia

Odsyłam Was TUTAJ do części pierwszej a poniżej druga.


Art Foundation
- brzoskwinia
- osmantus
- jedwab
- piżmo




Cherry
- cynamon
- arbuz
- kwiat lotosu
- malina
- krystaliczne piżmo



Mat; Le Rouge
- lotos
- maliny
- piżmo
- róża



Mat; Metal
Zapach typu unisex.
- fiołki
- róża
- drzewne akcenty




Mat; Le Vert
- melon
- kiwi
- ogórek
- bambus
- lotos
- jałowiec



Foto from fragrantica.com - thanks.

Mat; Pink
- malina
- mięta
- róża
- lotos
- piżmo


Mat; Orange
- mandarynka
- morela
- marakuja
- gorzka pomarańcza



Mat; Yellow
- nektarynka
- passiflora
- arbuz
- sok z bambusa
- lotos
- piżmo




Mat; Woman
- bambus
- mango
- arbuz
- mięta



Tokio Smile
- yuzu
- brzoskwinia
- kwiat brzoskwini i róży
- krystaliczne piżmo



Snowing Rose


- bergamotka


- brzoskwinia


- róża


- lotos


- magnolia


- białe piżmo

Perfumy Oriflame Muse

Na stronie internetowego sklepu firmy czytamy o tym pachnidle: "Wyobraź sobie łąkę pachnącą kwiatami, gdzie źdźbła trawy delikatnie kołyszą się na wietrze, a Twoje marzenia tańczą w promieniach słońca... Do tego cudownego świata przeniesie Cię upojna woń Muse, pełna rześkich, zielonych nut i subtelnego aromatu zroszonych rosą fiołków. Całość spowita kuszącą wonią białego piżma relaksuje i uwodzi zmysły".

Zatem poza aksamitnymi akcentami fiołka, białego piżma mamy domieszkę stylowego kwiatu bzu, cedru oraz drzewa sandałowego, co całościowo tworzy kompozycję bardzo świeżą, ale także relaksującą, zmysłową i dosyć trwałą. Ten początkowo musujący zapach będzie symbolizował kobiecość, nowe lepsze życie, narodziny piękna a gdy złagodnieje - delikatność, subtelność, niewinność. Tworzy pozytywne wrażenie, jest kapitalny na niezobowiązujące wiosenno - letnie spotkania.

Nie obejdzie się bez wad, czasem może kojarzyć się z perfumami dla małych dziewczynek, bowiem mamy tu przewagę kwiatów. Na skórze suchej bądź normalnej wyda się wodnisty lub mydlany, tłustą przyjemnie schłodzi. Panuje przekonanie, że kobiety w dojrzałym, sędziwym wieku preferują pachnidła ciężkie, duszące, wyraziste. Coś w tym jest. Skóra zmienia się, zmieniając zapach. Podążając za tym przekonaniem, śmiało stwierdzę, że Muse spodoba się raczej młodym paniom, o romantycznej duszy. Grzeczna, urocza, nieskomplikowana kompozycja, która umili czas odpoczynku.

Atomizer dawkuje bardzo dużą ilość wody, przez co nie nastawiajmy się na oszczędność. Flakon na fotkach wygląda bajecznie, kształt i faktura wydają się unikatowe, obiecujące magiczną zawartość. W rzeczywistości buteleczka wygląda trochę bazarowo, zbyt wysoka, korek dosyć ciężki. Ale czy to ważne, skoro perfumy napawają mnie szczęściem i radością?

Niektóre Panie porównują Muse do Toujours Glamour od Moschino. Według mnie Muse podobny jest do Flowerparty z Y. Rocher i odrobinę do Attimo od S. Ferragamo. Muse należy do pierwszej piątki moich faworytów z Oriflame.

23 kwietnia 2012

Cacharel Amor Amor Forbidden Kiss

Niniejsza recenzja będzie krótka, ale bogata w konkrety. Zapach jest cudowny, rozweselający, rozgrzewający. Powracam do niego po raz kolejny. Zachęcam do testów i zestawienia niniejszego opisu ze swoimi wrażeniami. Jestem niemal pewna, że odniesiecie podobne. Dajcie znać w komentarzach!

AA Forbidden Kiss w ujęciu Cacharel to kompozycja stworzona z myślą o młodych buntowniczkach. Według mnie ta kompilacja to sam seks, idealna dla nowoczesnej, stanowczej i pewnej siebie kobiety, której triki uwodzenia nie są obce. O romantyczności i subtelności nie ma mowy. Musi być ostro. Bardziej zadziorna, drapieżna od klasycznej wersji Amor Amor. Początkowo podobna do propozycji Paco Rabanne - Black XS, której adresatkami miały być także młode buntowniczki. Z kolei Black XS podobny jest do znakomitej Flowerbomb.

Nuta głowy to mieszanka cytrusów doprawionych różowym pieprzem, trwa bardzo krótko i nie wyczuwam prawie w ogóle alkoholu, serce to kawa połączona z frangipani, co ostatecznie przywodzi jednak na myśl puszyste, budyniowe ciasto, bowiem do głosu dochodzi podstawa czyli grająca pierwsze skrzypce wanilia oraz białe piżmo. Nie jest oczywista, przewidywalna, na mnie pachnie pieprzem spowitym aromatem mandarynki, na mojej Mamie, właścicielce skóry dojrzałej, wyczuwam tylko kwiaty. Nie bójcie się delikatnie używać tego pachnidła rano, bowiem otuli Was ciepłem i tajemniczością. Sprawdźcie jak się zachowuje chociażby wczesnym wieczorem. Przyciągnie do Was ludzi, należy bowiem do tych specyficznych, zwanych: "z ogonem". Nie jest nadto poważny, nie przesadnie słodki czy cytrusowy, ale z pewnością wyrazisty. Składniki równoważą się, uzupełniając się w tempie dyktowanym przez rodzaj skóry. Trwałość zadowalająca, około 9 godzin. Flakon poręczny, praktyczny. Litery podobne do czcionki z filmowej sagi Twilight. 

19 kwietnia 2012

Cacharel - Noa

Nie wiem na ile moje spostrzeżenia zgodne są z przekonaniami perfumiarzy, bądź stanami faktycznymi trwałości danych perfum, ale ja ową trwałość zapachu poznaję po tym, w jaki sposób zachowuje się na mojej skórze. Parokrotnie podkreślałam, że jeśli perfumy pozostawiają tłustą powłokę a tak jest w przypadku, np. Womanity, Masaki i właśnie Noa to mam niemalże stuprocentową pewność, że "wytrzymają na mnie" znacznie dłużej niż pozostałe.

Noa aplikowana kilkakrotnie w tym samym miejscu zmienia się nie do poznania, w uporczywy, "nie-wiadomo-jaki" aromat - "bełkot" perfumeryjny. W dzieciństwie "bałam się" kwiatów tzw. smolinosów (lilii), nie dość, że brudziły to wydawały dziwny zapach, totalnie nieprzyjemny, który powrócił podczas testowania opisywanego pachnidła. A przecież nie o taki efekt mi chodziło. Zatem perfumujcie się delikatnie, nawet nie próbujcie powtarzać mojego kroku. Szybka chęć "spróbowania" nakłoniła mnie do tak nieprzemyślanego kroku.

Noa stosowana oszczędnie otworzy Wam tajemne drzwi do magicznego świata kobiecości, subtelności, czystości. Oczaruje Was każdego dnia na nowo. Jest bowiem wibrującą esencją dziewczęcej spontaniczności, wrodzonego, ale czekającego na odkrycie blasku a całość zwieńczona jest promienną kwiecistością. Polecam stosować w dzień lub wczesnym wieczorem. Mimo, iż Noa to zapach z gatunku "ciepłych" i otulających, na chłodne jesienno - zimowe dni, świetnie sprawdzi się również wiosną i gorącym latem. Urokliwy, ujmujący, nieprzytłaczający, sentymentalny i świetlisty - odważę się tu rzec, że za każdym razem wydobywa się z niego coś innego... Niby uniwersalny a jednak "z pazurem". Jego kapryśność sprawia, iż... nie mogę się z nim rozstać, napawam się pięknem i złożonością poszczególnych nut. Dyskretny, zmysłowy, ale nie erotyczny i wulgarny.

Składniki zapachowe w niespotykanej konfiguracji. Mamy m.in. kolendrę, cedr, irys, piżmo i drzewo sandałowe. Poza nutami kwiatowymi wyczuwam jakby odrobinę nut pudrowych i słodkich. Spodoba się nie tylko romantycznym nastolatkom, ale z pewnością również paniom dojrzałym, traktującym perfumy osobiście. Nie dla tych, które pragną się wyróżniać w tłumie, lub preferujących sportowy styl. Wyjątkowy na wyjątkowe okazje, np, ślub. Flakon poręczny, przypomina planetę, z małą perełką w środku, symbolizującą wiarę, biały kolor, zdrowie, bogactwo oraz harmonię umysłu, ciała i duszy. Nie posiada korka, aplikujemy bezpośrednio z atomizera. Klasyk, do którego chętnie wraca się po latach.

03 kwietnia 2012

Perfumy DKNY Pure

Przyznam szczerze, że po obejrzeniu videozapowiedzi bardzo chciałam sprawdzić ten zapach, przekonać się czy poczuję się "czysta", otulona ciepłem i niewinnością. Donna Karan tak opisuje Pure: “(...) dotyka esencji tego, kim jestem, w jaki sposób żyję, co jest dla mnie ważne, ludzi i dzieci, które kocham oraz poczucia jedności z naturą. Dotyczy tych ulotnych chwil w życiu, kiedy czujemy się szczęśliwi i wszystko dookoła wydaje się być czyste i proste”. I w tym momencie następuje niekoniecznie miłe zaskoczenie, rozczarowanie bym powiedziała. Kompozycja łączy aromaty kwiatu lotosu, wanilii, frezji, storczyków. Flakon inspirowany delikatną kroplą deszczu kryje w sobie zapach naprawdę delikatny, wręcz ulotny, nie trzyma się długo na skórze, przeznaczony raczej na poranne godziny wiosennych weekendów. Testowałam kilkakrotnie na skórze, starając się dać szansę, jednakże po dłuższym namyśle nie zamierzam więcej do niego wracać. Potraktuję to jako jednorazową przygodę z niezbyt szczęśliwym zakończeniem. Opinie, zasłyszane o Pure są niezbyt chwalebne, aczkolwiek zdarzają się również te pozytywne typu: "niebo", "cudo" itp. Sto razy lepiej spisuje się jednak dezodorant perfumowany z tejże serii, lepiej wyczuwam zawarte w nim akordy zapachowe.

Madame Perfumella Blog o perfumach i kosmetykach 2024