SZUKAJ NAZWY PERFUM LUB KOSMETYKÓW

21 grudnia 2012

Oriflame - More by Demi



Moją ulubioną bajką z dzieciństwa jest Kopciuszek. Każda z nas chciałaby w ramionach ukochanego czuć się jak prawdziwa księżniczka, mieszkać w luksusach, żyć w bogactwie, raz na zawsze zapomnieć o biedzie i nieprzyjemnościach ze strony nieżyczliwych ludzi.

Kiedy przeczytałam rekomendację Oriflame nt. ich nowej pachnącej propozycji, stworzonej z okazji jubileuszu firmy, która brzmi następująco: "Ucieleśnienie hollywoodzkiej magii w najczystszej postaci! Woda perfumowana sygnowana przez samą Demi Moore urzeka zmysłowością tahitańskiego ylang - ylang, elegancją jaśminu wielkolistnego i kremową wonią drzewa sandałowego. Daj się oczarować olśniewającemu wyrafinowaniu rodem z Hollywood" poczułam nieodpartą potrzebę szybkiego przetestowania. Nie ukrywam, dodatkowo video reklama przyczyniła się do tego, że powróciły wspomnienia z lat dziecięcych,  wówczas przebierałam się w sukienki Mamy, podkradałam perfumy i kosmetyki do makijażu, stałam przed lustrem i zastanawiałam się kim będę za 25 lat... I nie ważne było, że wyglądałam komicznie - ważne, że świetnie się czułam. Dziś w obliczu tylu niekoniecznie miłych życiowych zdarzeń, potrafię znaleźć złoty środek, zatrzymać się na chwilę, odpocząć, marzyć, wizualizować... zmieniam swoje życie w bajkę... W tym pomaga mi właśnie zapach More by Demi.

Niniejszą kompozycję stworzył światowej sławy perfumiarz Fabrice Pellegrin. Co prawda, perfumy już od pierwszych chwil odkrywają swoje prawdziwe "ja",  nie wyczuwam "motywu przewodniego", aczkolwiek wszystkie niebanalne nuty harmonijnie przeplatają się w wolnym tempie. Mimo tego charakteryzują się tajemniczością i wyrafinowaniem. Czasem trudno ten zapach zaliczyć do jakiejkolwiek kategorii. Mamy świeżość mandarynki wypartą przez słodkie akordy brzoskwini. Czuję białe kwiaty wkomponowane w kremowe nuty drzewa sandałowego. Najbardziej wyczuwam kuszące akordy wanilii. Nie boję się użyć określenia, że More by Demi jest zmysłowy, ciepły, bywa metaliczny i pudrowy. Włożono w niego całe serce i doświadczenie, nie ma "przerostu formy nad treścią".

Dość długo utrzymuje się na skórze, nawet tej suchej, ale w razie czego, ponawiam aplikację po południu. Owija mnie wrażeniem luksusu, z upływem czasu nie traci swoich uwodzicielskich właściwości. Niekrzykliwy, nie dynamiczny a niesamowicie spokojny, ale pozwalający wyróżnić się z tłumu. Czyżby wspomniana słodycz wanilii równoważyła ciężki charakter tego pachnidła?

Momentami trochę przypomina Allure od Chanel.

Według mnie nie pasuje do jeansów i t-shirtów a do eleganckiego i minimalistycznego stroju, bo sam w sobie jest ozdobą, przyprawą kobiecości. Oczywiście nie musicie się z tym zgodzić. Początkowo może wydać się Wam zbyt ciężki, później mydlany, lecz dajcie mu szansę w pełni wyłonić swoje wnętrze a nie wątpię, że przyznacie mi rację. Wystarczy kilka dni zanim się do niego przyzwyczaicie. Nie polecam tych perfum poszukiwaczkom czystej świeżości a paniom, pragnącym poczuć się elegancko i bogato. Idealny na jesień i zimę. Niesamowicie przyjemny, optymistyczny, czarujący. Zatem jak widzicie, impresje są pozytywne.

Flakon cały w złocie. Zniekształcony lustrzany efekt występuje z przodu i z tyłu. Po bokach widać, ile perfum jeszcze zostało. Wraz z upływem czasu i częstego użytkowania, złoty kolor ściera się. Buteleczkę trzeba często przecierać suchą szmatką bądź chusteczką. Odciski palców wyglądają niehigienicznie. Cena za 50ml uzależniona jest od aktualnych promocji. Konsultantki zawsze mają taniej. Przykładowa cena (katalog 17/2012): 89,90zł dla klientek.

Jestem zachwycona. To prawdziwa! magia, dostępna  na wyciągnięcie ręki.



Reklama Video http://www.youtube.com/watch?v=N3OLvM2sOwI

14 grudnia 2012

Oriflame - Ultra Glam



"Flirtuj z ogromną pewnością siebie dzięki urokowi wody toaletowej Ultra Glam. Niech nuty różowego grejpfruta, heliotropu i słodkiej wanilii przejmą kontrolę i skruszą maskę nieśmiałości, za którą ukrywa się prawdziwa uwodzicielka" - tymi słowy firma Oriflame zaprasza nas do przetestowania perfum.

Powiem Wam szczerze, że od niniejszego zapachu oczekiwałam absolutnej słodyczy, coś w stylu Angel czy Miss Dior Cherie, bowiem w składzie zawarto wanilię i praliny. Jednakże różowy grejpfrut z kwiatem pomarańczy tworzą kompozycję świeżą, momentami nawet ostrą i gorzką, nieco pudrową, jedynie z subtelnymi akordami słodyczy. Z opinii klientek wynika, iż kwiatowo - orientalne kompozycje przeznaczone są tylko dla pań dojrzałych, jednakże dla mnie to kwestia sporna. Ultra Glam, bo do kwiatowo - orientalnych niewątpliwie należy, kojarzy mi się z młodą, pewną siebie dziewczyną, czasem na ślepo podążającą za trendami mody, ale spontanicznie podchodzącą do życia. Jest to całkiem fajny zapach, rekomendowany na jesienno - zimowe dni, aczkolwiek nie ma w nim charakterystycznej "mocy", gwarantującej po pierwsze znakomitą trwałość a po drugie oryginalność. Jest zbyt grzeczny, by skusić dojrzałego mężczyznę, aczkolwiek ma w sobie coś pociągającego. Domniemam, iż to "sprawka" bergamotki. Ultra Glam to zapach jednostajny, nie zmienia się pod wpływem czasu i temperatury ciała. Na mojej skórze niejednokrotnie pachnie jak Code od Armaniego, zatem jest tańszą alternatywą. Nie jest i podejrzewam, że nigdy nie będzie dla mnie propozycją na wieczorne wyjścia i dlatego używam go tylko w dzień. Wywołuje jednak radość, kipi młodością, pozytywnie nastraja i dodaje energii do działania, choć ostatecznie jego intensywność pozostaje niemalże niezauważona. Dla niewymagających kobiet, lubiących perfumować się co kilka godzin innym pachnidłem, gdyż znika po około 3.

Futurystyczny flakon z fioletowym płynem wzbudził moją ciekawość. Przypomina sopel lodu, składający się z trójkątów. Jakkolwiek śmiesznie by to brzmiało, fakt faktem, przyciąga spojrzenia. Na skutek użytkowania ślady dłoni wyglądają nieestetycznie na buteleczce, wobec czego trzeba ją często przecierać, ale broń Boże nie wodą z octem (kruszy szkło). Ultra Glam nie zabiera dużo miejsca w torebce, ale jest niewidoczny na ciemnej podszewce. Orientacyjna cena za 30ml perfum wynosi nawet około 40zł.


09 grudnia 2012

Przegląd DAMSKICH perfum marki Kylie Minogue

Czy lubicie zapachy sygnowane nazwiskiem australijskiej wykonawczyni muzyki pop? Jeśli tak, to poniżej przegląd damskich pachnideł marki Kylie Minogue w kolejności chronologicznej.

01 Darling - passiflora, frezja, lilia, rzadko spotykany w składach pachnideł kwiat boronii, wanilia, drzewo sandałowe, ambra.



02 Sweet Darling - boronia, frezja, bawełna, lilia, passiflora, wanilia, ambra, drzewo sandałowe, paczula.



03 Sexy Darling - róża, gruszka, piżmo, drzewo sandałowe.


04 Couture - wiśnia, cytryna, fiołek, ylang - ylang, jaśmin, passiflora, piżmo, wanilia.



05 Showtime - żurawina, truskawka, czarna porzeczka, tomiłek, lukrecja, heliotrop, karmel, wetiwer.


06 Showtime Sparkling - poziomka, jeżyna, czarna porzeczka, róża, niebieska frezja, bez, migdał, wanilia, białe piżmo.



07 Pink Sparkle - różowy szampan, jaśmin sambac, wanilia, wetiwer, piżmo.


08 Pink Sparkle Pop - różowy pieprz, gardenia, jabłko, brzoskwinia, róża, drzewo sandałowe, piżmo.



09 Dazzling Darling - czerwony pieprz, jagody acai, korzeń irysa, róża, passiflora, kaszmir, piżmo, drzewo sandałowe.



10 Music Box - truskawka, bergamotka, malina, róża, frezja, kwiat pomarańczy, białe piżmo, bursztyn, drzewo sandałowe.


Który jest Waszym ulubionym? Komentujcie poniżej.


P.S. W jaki sposób komentować dany wpis? Kliknij na wybrany tytuł wpisu, na samym dole pojawi się formularz.


Na stronie www.kylieminogueparfums.com znajduje się zakładka TEST (w języku angielskim). Wypełniając króciutki test dowiecie się dziewczyny, jaki zapach sygnowany przez Kylie najbardziej do Was pasuje. Dla umilenia chwil, w tle sączy się delikatna, migotliwa muzyka.

03 listopada 2012

Nina Ricci - Ricci Ricci



Kiedy poznałam perfumy Ricci Ricci i zaczęłam ich regularnie używać do dziś pragnę wyruszać na podbój nocy, hipnotyzować otoczenie niesamowitą pewnością siebie; czuję, że bije ode mnie blask a wyrafinowana zmysłowość zachwyca mężczyzn, których spotykam na drodze. Oni pragną przy mnie być, dotykać mnie...

Nuty grające pierwsze skrzypce w tej fantastycznej kompozycji to rzadko spotykany rabarbar (kwaskowato – słodki, lekko ziemisty) i bergamotka (dodająca subtelnej pudrowej świeżości). W nucie serca wyczujemy aromat niezwykłego kwiatu belle de nuit, który otwiera się dopiero wieczorem i kwitnie przez całą noc. Odważnie dopełnia siłę wspomnianej bergamotki, zapewniając pozytywną energię. Po pewnym czasie zapach zmienia się i afiszuje zmysłowością, lekkością i wątpię, aby kobieta używająca Ricci Ricci nie poczuła się nowoczesną, pewną siebie, ponętną i wypełnioną namiętnością. Te cudowne uczucia gwarantują: indyjska tuberoza i francuska stulistna róża, będące symbolami miłości i piękna, radości i optymizmu. Baza zapachu to posiadająca afrodyzjakalne właściwości paczula i drzewo sandałowe; sprzyjają rozwojowi ducha, dodają tajemniczości, uroku.

Reasumując, całość jest cudowna, wyrazista, trwała, początkowo świeżo - słodka, następnie kwiatowa, kryje w sobie odrobinę skromności, magii, pożądania i rozpusty… Słodycz jest wyważona, nie absorbuje. Ricci Ricci pozostaje przy ciele, jest bardzo intymny, otulający choć momentami nieprzewidywalny, to on robi „pierwszy krok”. Na mojej skórze pachnie jak wiśnie w czekoladzie, posypane cukrem pudrem. Oryginalny, nie da się go pomylić z żadnym innym, ale trzeba się z nim oswoić. Idealny na wieczorne wyjścia lub spotkania w sypialni, seksowny i zadziorny. Kapitalnie komponuje się z czarną koronkową bielizną i wysokimi obcasami.

Obawiam się, że panie rozpoczynające podróż w krainie zapachów a tym samym używające po raz pierwszy Ricci Ricci mogą poczuć się niekomfortowo zwłaszcza, jeśli przedobrzą z dozowaniem.

Flakon dekoracyjny, szykowny, całkowicie oddający charakter zapachu. 


P.S. Jak mówi pewna pogłoska, mrożąca krew w kobiecych żyłach, perfumy te mężczyźni kupują tylko swoim kochankom, gdyż marzą o zuchwałej, nieumiarkowanej kobiecie… Czy jesteś gotowa, by taką się stać? Spróbuj użyć Ricci Ricci w fazie owulacyjnej…

15 sierpnia 2012

Jak testuję perfumy?

Jak testować perfumy? Jak używać perfum?

Kochani, od razu mówię, że nie będzie to żaden poradnik. Po prostu chcę się z Wami podzielić tym, w jaki sposób testuję perfumy. Mam oczywiście na uwadze osoby, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę z pięknymi zapachami. Prawda jest taka, że nie zawsze możemy natrafić na kompetentną i rzetelną konsultantkę - sprzedawczynię. Szukając przyszłej pracy, pragnę taka być i wiedzę zdobytą na warsztatach zapachowych, z książek tematycznych oraz z własnego, wieloletniego doświadczenia / obcowania z perfumami przekazywać dalej. Oczywiste jest, że klient, miłośnik perfum, powinien każdy nowy zapach przetestować przed ewentualnym dokonaniem zakupu. 


Aby dokonać racjonalnej oceny, czy dany zapach jest "nasz", według mnie potrzeba nawet około dwóch tygodni. Zdarzało mi się, że recenzowałam zapachy po kilku dniach, ale z perspektywy czasu, kosmetycznych przyzwyczajeń, starzenia się skóry a przede wszystkim z uwagi na rzetelnie wykonywaną "pracę", dziś nie potrafię opisać zapachu tak szybko. Zatem uważam, że tylko długie przebywanie z wybranym zapachem perfum zbliża do wystawienia wiarygodnej oceny. "Dziś psiknęłam w perfumerii, noszę cały dzień i właśnie piszę recenzję tego brzydkiego zapachu" - nigdy nie czytam takich pseudo rekomendacji samozwańczych znawców.

 
Testy przeprowadzam najczęściej wieczorem, kiedy po całym dniu jestem już wyciszona. Perfumuję miejsca, w których żyły są najbardziej widoczne, czyli wierzch dłoni, okolice skroni, nadgarstki. Mówi się, że nos rano wykazuje najlepszą percepcję i wrażliwość na zapachy, gdyż nie jest zmęczony całodziennym wąchaniem. Zdaje się, że u mnie jest odwrotnie. Wieczorne wyciszenie i relaks sprawia, że wszystkie nuty odczytuję lepiej. Pośpiech jest najgorszym doradcą podczas moich testów. Podchodząc do pachnidła na spokojnie, oswajam się i zgłębiam tajemnice, zakamarki i trasy jakie podejmuje.
Często zdarza się, że pożyczam perfumy od koleżanek, przyjaciółek, znajomych, nigdy nie robię odlewek ze sklepowych testerów. Odlewki od pełnowymiarowych flakonów - jak najbardziej. Noszenie przy sobie dyżurnego atomizera na nic się w sklepie mi nie przyda. 

Pamiętam także o odpowiedniej temperaturze pomieszczenia. Zbyt niska, nie pozwoli zapachowi w pełni się rozwinąć. Tyczy się to przede wszystkim perfum z kategorii "świeże". 

Ostatnią kwestią, którą chcę poruszyć jest sposób, w jaki powinno się prawidłowo wąchać perfumy. Chodzi o to, aby robić mega szybkie wdechy nosem i równie szybko wydmuchiwać powietrze. Ponoć ta metoda zapobiega osiadaniu zapachu na włoskach wewnątrz komory nosowej. Przyznam Wam, że niniejszej metody wcale nie stosuję. W praktyce wygląda profesjonalnie, z pewnością jest skuteczna, ale czy rzeczywiście testowany zapach nas "upoi"?. Zapach musi mnie otaczać, chcę czuć go przy sobie...

08 sierpnia 2012

Perfumy Zephir de Rose Les Parfums de Rosine

Założycielce marki Les Parfums de Rosine, Marie - Helene Rogeon nie brakuje kreatywnych pomysłów, aby często ukazywać wielbicielom perfum nowe oblicza róży. Jak wieść niesie, w swoim podparyskim ogrodzie hoduje niemal dwieście odmian tego cudownego kwiatu. Swój sukces zawdzięcza współpracy z uznanym perfumiarzem Francois Robertem. Stworzyła z nim m.in. klasyczny La Rose de Rosine i aktualnie przeze mnie recenzowany.


Tworząc niniejsze perfumy, Rogeon miała przed oczami kobietę uczuciową, piękną, szlachetną, która ceni czystość i niewinność a jej świat jest otoczony delikatnością, świeżością, przypominającą letni poranek. Kompozycja składa się z połączenia anyżu i bazylii z ketmią piżmową i dwiema odmianami róży (bułgarska i damasceńska).

Jak faktycznie owe nuty "brzmią" na mojej skórze?

Generalnie zapach jest dziewczęcy, radosny, mocny, nieco pudrowy, niesamowicie trwały (mimo, że na skórze nie pozostawia tłustego "filmu"), odświeżający. Tuż po każdorazowym otwarciu flakonika czuję tylko zdumiewający aromat róży, natomiast po aplikacji moja skóra pachnie jedynie niepokojącymi akordami anyżu i bazylii. Niczym gąbka chłonie aromatyczne właściwości kwiatu, uwydatniając te składniki, o których chciałabym zapomnieć. Cóż, taki urok normalnej skóry z tendencją do suchej. Od początku do końca obezwładnia mnie eksplozja ziół a najdziwniejsze to, że gdzieś w tle wyczuwam różowy pieprz i cytrynę. Za cenę 300zł nie chciałam tak pachnieć. Trzeba było znaleźć wyjście z niewygodnej sytuacji. Jedynym ratunkiem, by zachować na sobie zapach róży, okazała się aplikacja na włosy. Oczywiście początkowo wyrażałam obiekcje, że to niezdrowe, bo włosy się niszczą i wypadają. Jednakże wystarczy mała kropelka Zephir de Rose delikatnie wtarta, abym mogła cieszyć się zapachem róży przez cały dzień.

Na dłuższą metę Zephir de Rose okazał się męczący, średnio co około dwa tygodnie wracam do niego, aczkolwiek nie powoduje u mnie tego, że zamykając oczy relaksuję się i "odpływam" z zachwytu. Nie czuję się elegancka. Nie jest to zapach frywolny, lubieżny, prowadzący do niebezpiecznych przyjemności.

Komu mogę go rekomendować?

Polecam przede wszystkim miłośniczkom pięknego kwiatu jakim jest niewątpliwie róża oraz kobietom, niezależnie od wieku, które oczekują od zapachu świeżości, naturalności, uniwersalności. Do takiej kategorii zaliczam również perfumy marek selektywnych: Jennifer Lopez - Glow oraz Estee Lauder - Pure White Linen.

Fajny na wiosnę i lato. Na jesień i zimę zbyt "chłodny".

Nie polecam kupować go "w ciemno" jak zrobiłam to ja.

Zephir de Rose należy do pachnideł z kategorii "ekskluzywne", flakon i opakowanie nie zwraca uwagi. Ale jego bogate wnętrze zasłania ten niedostatek.



22 lipca 2012

Składniki zapachowe: PIŻMO - ZAPACH KRÓLÓW

Gdyby nie zwierzęta, na świecie nie byłoby najlepszych i najdroższych perfum... Zawsze najcenniejszym składnikiem dla perfumiarzy było i jest piżmo, tj. wydzielina z gruczołów okołoodbytniczych (podskurnego woreczka brzusznego) piżmowca. Ponoć na czarnym rynku za kilogram suszonego zapłacić można blisko 100 tysięcy dolarów.

Dawne elegantki powiadały, że zapach piżma daje specyficzny, nie bójmy się użyć słowa magiczny efekt kojący duszę a także wzmacniający organy wewnętrzne. Setki lat gościło na dworach królewskich, przechowywane w specjalnych złotych lub srebrnych naczyniach. Ponoć najsłynniejszą wielbicielką była Maria Antonina, żona Ludwika XIV.

Zagrożenie gatunku piżmowca niepokoi ekologów, ale substancje o podobnych właściwościach można pozyskać od innych zwierząt. Natomiast perfumiarze coraz częściej korzystają z piżma syntetycznego (ambretowe, ketonowe, ksylenowe).

Piżmo ma postać kruchej masy o silnym zapachu amoniaku, aczkolwiek po rozpuszczeniu w alkoholowym roztworze, nabiera zmysłowego zwierzęcego aromatu.

 
Piżmowiec
Thanks to itsnature.org

Madame Perfumella Blog o perfumach i kosmetykach 2024