SZUKAJ NAZWY PERFUM LUB KOSMETYKÓW

Madame Perfumella Blog o perfumach i kosmetykach 2024

08 września 2017

ARTISTRY REFRESHING MOISTURE MASK HYDRA - V recenzja maseczki

Po bardzo udanej maseczce HYDRA-V w płacie (nasączonej tkaniny dopasowującej się do kształtu twarzy) ARTISTRY wprowadza 5-cio minutową maseczkę natychmiast odświeżającą i nawilżającą HYDRA - V Refreshing Moisture Mask w tubie. Dlaczego zdecydowałam się jej używać? Jakie posiada zalety?


Zapach, którego nie zapomnicie.


Opakowanie maseczki ARTISTRY HYDRA - V Refreshing Moisture Mask zawiera 100ml produktu. Konsystencja jest dosyć gęsta, gładka, matowa, rozprowadza się jak krem; jest w śnieżnobiałym kolorze. Zapach przyjemny, odświeżający, chłodny, relaksujący, niczym aromat białych alg i świeżo ściętych kwiatów. Przepiękny zapach zawarto w całej linii HYDRA-V i nie sposób się nim znudzić.




Liposom HYDRA-V zawiera trzy priorytetowe składniki aktywne, których działanie przekonało mnie do zastosowania tej maseczki. Zwłaszcza obietnica niwelowania zmęczenia skóry, to dla mnie najważniejsze, szukam takiego działania w każdym kosmetyku do pielęgnacji twarzy.



NAJWAŻNIEJSZE SKŁADNIKI MASECZKI 
ARTISTRY HYDRA - V REFRESHING MOISTURE MASK


Wraz z cudownym, odświeżającym zapachem i łatwością stosowania, idą w parze dobroczynne składniki aktywne zawarte we wspomnianym liposomie HYDRA - V. Jako podstawę w intensywnym i szybkim działaniu nawilżającym, otulającym skórę i wrażeniem czystości, gładkości i miękkości stanowi woda z fiordów norweskich. Zapewniam, że to nie tylko wrażenie, to prawdziwy rezultat działania maseczki.


Następnym istotnym składnikiem jest hawajska odmiana jagodów acai wzmacniające naturalną barierę wilgoci skóry, działające antyoksydacyjnie i przywracające elastyczność skórze.


Trzecim kluczowym składnikiem zawartym w opisywanej maseczce są minerały z różowej skały himalajskiej, dostarczające skórze składniki odżywcze, regeneracyjne, dzięki czemu mamy pewność optymalnego nawilżenia skóry.


Jeżeli takich właściwości szukacie w maseczce do twarzy to dopowiem, że efekt nawilżenia jest długotrwały i jeśli zależy Wam na zniwelowaniu zmęczenia, podarowaniu cerze upragnionego komfortu, porządnego pobudzenia, odświeżenia a przy tym chwili relaksu to myślę, że spodoba się Wam ta maseczka. O rodzaju cery jaki mam pisałam w innych postach dotyczących kosmetyków firmy Amway zatem zapraszam do przeczytania wcześniejszych, cały czas aktualnych postów.


JAK STOSOWAĆ MASECZKĘ OD ARTISTRY?


W zależności od potrzeb można aplikować maseczkę na 5 minut i zmyć delikatnie ciepłą wodą lub wmasować, zostawić na całą noc, stosować codziennie lub przynajmniej dwa razy w tygodniu. Po wcześniej wydanej maseczce ARTISTRY Essentials - nowa HYDRA - V Refreshing Moisture Mask jest moją drugą, która na twarzy nie wygląda jak krem; jest bowiem matowa, nieco zastyga i wsiąka.



Jeśli chcemy wmasować ją po upływie wskazanych przez producenta minut, proponuję nieco zwilżyć twarz nasączonym ciepłą wodą płatkiem kosmetycznym lub spryskać twarz wodą termalną (maseczka zastyga). Myślę, że ten sposób aplikacji i efekt po nałożeniu polubią osoby posiadające cerę mieszaną lub tłustą.



KOMU POLECAM MASECZKĘ REFRESHING MOISTURE?


Pokochają tą maseczkę również za matowienie cery (przy mojej normalnej / suchej cerze ten efekt był bardzo widoczny) z jednoczesnym dostarczeniem składników nawilżających, za szybkość w działaniu i długofalowy efekt oraz za wydajność (wystarczy cienka warstwa, by pokryć całą twarz, szyję i dekolt). Niniejszą maseczkę stosuję dwa do trzech razy w tygodniu, zostawiam na noc i rano oczyszczam twarz za pomocą myjącego żelu ARTISTRY Essentials, ale kiedy potrzebuję danego dnia naprawdę dobrze wyglądać, nakładam nieco więcej, by poczuć pełniejszy komfort nawilżenia.


Pytania, które mogą się Wam nasunąć po przeczytaniu tekstu:



Czy skóra może się przyzwyczaić i przestać reagować 
na składniki? Czy można nakładać maseczkę pod krem? 


Z obserwacji, w jaki sposób moja skóra zachowuje się po upływie kilku tygodni od pierwszego zastosowania, muszę przyznać, że efekt za każdym razem jest lepszy, poleciłabym ten kosmetyk szczególnie osobom pracującym w pomieszczeniach klimatyzowanych, chcącym perfekcyjnie wyglądać pomimo nieprzespanej nocy. Maseczkę zawsze zmywam przed nałożeniem dziennego czy nocnego kremu, polecam Wam zrobić tak samo. Miałabym wrażenie, że składniki będą się mieszać i nie uzyskam właściwego rezultatu, gdyż np. mój nocny krem może być przeciwzmarszczkowy, regenerujący, np. ARTISTRY SUPREME LX.


Jedynie stosowanie sprawdzonych preparatów i systematyczna pielęgnacja się opłaca. Stosując maseczkę ARTISTRY HYDRA - V Refreshing Moisture Mask mam pewność, że skóra jest zrewitalizowana, pełna świeżości, pory skóry stają się mniej widoczne, znika ponury wyraz twarzy, skóra staje się młodsza, bo jest nawilżona. Nie wywołała na skórze uczulenia (przy AZS muszę uważać na kosmetyki) zatem to też ogromny plus.



Za każdym razem kiedy używam maseczki od ARTISTRY cieszę się chwilą, chwilą tylko dla siebie.



Kocham luksusowe kosmetyki, ale muszą one faktycznie działać z korzyścią a nie tylko dumnie prezentować się na łazienkowej półce. Na marce ARTISTRY po raz kolejny się nie zawiodłam.


Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o opisywanym produkcie, zachęcam do odwiedzenia sklepu internetowego Amway.pl
 

27 sierpnia 2017

Perle Jacques Battini (recenzja perfum)

Damskie perfumy Jacques Battini Perle to nowość w kolekcji Jacques Battini With Swarovski Elements na 2017 rok. Tym razem nasza rodzima firma zdecydowała się ozdobić flakon nie tylko kultowym kryształkiem Swarovskiego, ale także (uwaga!) oryginalną perłą Swarovskiego. Jaki charakter ma ta kompozycja? Z jaką kobietą kojarzy mi się Perle?

W Persji perła to symbol dziewictwa, zaś u nas niektórym osobom kojarzy się z czystością, wzniosłością lub też ze łzami, poświęceniem, zmiennością, ulotnością życia. Dla mnie perła oznacza niewinność, elegancję, młodość. Sama noszę perłową biżuterię, dla mnie zawsze będzie modna.


Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam reklamę na stronie Jacques Battini pomyślałam, że będą to perfumy bardzo słodkie, tak słodkie jak toffi, wata cukrowa, landrynki a przy tym pudrowe, budyniowe, gładko układające się na skórze, bliskoskórne, ale subtelne, nie drażniące. Ze słodyczą jak dalej przeczytacie sporo przesadziłam, aczkolwiek ma swoje przysłowiowe pięć minut.



Okrągły kształt flakonika przywodzi na myśl perłę, kryje w sobie urokliwe akordy cytrusów i owoców, stanowiących śmiałe połączenie ze słodkim i upojnym aromatem kwiatów oraz nuty bazowej, utrwalającej kompozycję.




SKŁADNIKI ZAPACHOWE PERFUM PERLE

Bergamotka, brzoskwinia, czarna porzeczka, zielone jabłko oraz pomarańcza to idealny przepis na soczysty, lekko kwaskowaty, odświeżający koktajl. Po aplikacji Perle to właśnie te wymienione nuty głowy są najbardziej i tak naprawdę najdłużej wyczuwalne, gdyż następujące po nich składniki kwiatowe zawarte w nucie serca: fiołek, jaśmin i róża ku mojemu zaskoczeniu nie mają siły przebicia.

Albo czuję czarną porzeczkę i gładko układający się jaśmin i ciepłą, budyniową wanilię z krystalicznym piżmem w nucie bazy, albo zimną bergamotkę, pomarańczę i różą próbującą pokazać mi jak bardzo jest pudrowa. Ale to nie jest zapach pudrowy, wówczas byłby bardzo słodki, z róży wyłania się delikatność i spokój. Ciepło i chłód przenikają się. Na mojej suchej skórze i kiedy jest mi zimno niniejsza kompozycja przybiera taki chłodny, kwaskowaty wydźwięk, nie jest "duszący" czy ciężki, natomiast kiedy moja skóra jest rozgrzana, zapach Perle staje się łagodniejszy, gęstszy, budyniowo - waniliowy.


Perle od Jacques Battini najlepiej rozwinie się wiosną i latem, jesienną i zimową porą przegoni zły nastrój i przywoła wspomnienia o słonecznej pogodzie. Dla mnie jest pewnego rodzaju przygotowaniem do jesieni; jest bliskoskórny i przyjemny, uspokajający, pachnący czystością. Świetlisty, lekki niczym płatek fiołka tańczący z wiatrem, pozwalający się unieść, "zapomnieć o świecie".


Kobieta i Perle

Z przekonaniem napisze, że Perle to fajne, dzienne perfumy pasujące na wiele okazji a w mojej wyobraźni adresatką nie jest zuchwała, energiczna, prowokacyjna kobieta, która za wszelką cenę chce zwrócić na siebie uwagę. Oczami wyobraźni widzę kobietę świadomie stąpającą po ziemi, z wytyczonym celem działania, lecz w duchu pragnącą miłości, radości, ciepła, normalnego życia, bez problemów, przykrych niespodzianek. To nie znaczy, że ona nie jest spełniona czy męczy się w życiu, ona podejmuje przemyślane kroki.


Do jakich perfum zapach Perle jest podobny?

Jeśli ktoś z Was był fanem perfum Insolence by Guerlain, Perle w kilku swych nutach jest do nich zbliżone, w stylu zapachu także. Podoba mi się ta inspiracja i światowy akcent w polskim wydaniu. Moimi ulubionymi perfumami z Jacques Battini od wielu, wielu lat, niezmiennie są granatowe Night Dream. Szczerze powiedziawszy, nawet Perle nie są w stanie go przebić, zwróciły moją uwagę ciekawym ukazaniem woni czarnej porzeczki, najpierw cierpkiej, dojrzewającej, aż wreszcie miękko spoczywającej na płatkach kwiatu wanilii.


MARZENIA SĄ ZA DARMO

"Zostałam twarzą najnowszych perfum firmy Jacques Battini" to marzy mi się Wam kiedyś zakomunikować. "Pierwsza polska blogerka perfumowa swoim wizerunkiem reklamuje znane perfumy rodzimej firmy" - o tym też chciałabym Wam powiedzieć i sama przeczytać w prasie. Ale póki tak nie jest i nie zostałam twarzą żadnych perfum, moje myśli od niepamiętnych czasów tkwią w marzeniach i dlatego zrobiłam moją własną reklamę perfum Perle. Jak Wam się podoba?


GDZIE KUPIĆ PERFUMY PERLE?

Jeśli spodobała się Wam moja recenzja Jacques Battini Perle zachęcam do odwiedzin oficjalnego sklepu internetowego firmy lub (będzie szybciej) do przetestowania w sieci drogerii hebe.

Jeśli macie jakieś pytania jeszcze odnośnie tych perfum lub bloga piszcie na maila: perfumella@interia.pl


 

25 sierpnia 2017

Jeanne Arthes Guipure Silk Ylang Vanille recenzja perfum

Kupowanie perfum w ciemno i poleganie na własnej intuicji nie należy do "moich mocnych stron", nawet jako miłośniczki pachnideł.

W perfumeriach widzę cudownie migoczące flakoniki, które mówią do mnie: "kup mnie…", "podkreśl swoją osobowość w wyszukany sposób"....

Co myślą miłośnicy perfum?

Zakupoholicy i fani perfum opowiadają o specyficznych dreszczach adrenaliny podczas zakupów, momentach niepewności podczas otwierania opakowania i twierdzą, że jest to piękne uczucie.

Postanowiłam spróbować, poczuć, to co oni. Kupiłam perfumy w ciemno, w dodatku przez internet, bez obejrzenia buteleczki czy sprawdzania wiodących składników.


Jakie perfumy kupiłam w ciemno?

Wybrałam wodę perfumowaną Jeanne Arthes Guipure & Silk Ylang Vanille 100ml. Choć duża pojemność wydaje się w tej "randce w ciemno" wielką przesadą, zaufałam atrakcyjnej cenie, "królewskiemu" flakonikowi wierząc, że będę mieć do czynienia z orientalną kompozycją, "powalającą mnie na kolana".

Na zamówienie złożone w Perfumerii Dex Plus czekałam niecałe 2 dni. Rzeczywiście nachodziły mnie myśli typu, czy zapach okaże się kuszący, czy przeciętny albo czy chociaż trochę przypadnie mi do gustu, czy ewentualnie poszerzę swoje perfumowe doświadczenie, wniosę pewną wartość do kolekcji. To była wielka niewiadoma, ale szybka dostawa nie pozwoliła mi na zbyt długie rozmyślanie i roztrząsanie sprawy.



Wrażenie po rozpakowaniu...

Kartonikowe opakowanie Guipure & Silk Ylang Vanille należy do najładniejszych z kolekcji Jeanne Arthes, jakie do tej pory widziałam na żywo. Linie zapachowe Amore Mio, Romantic czy Perpetual Pearl słyną z delikatności, pastelowych kolorów, zapowiadających urocze, zwiewne kompozycje.

Buteleczka opisywanych perfum utrzymana w stylu Dalekiego Wschodu (orientalnym), do połowy została pokryta złotym ornamentem wykonanym z tworzywa, z wyglądu przypominającym metal. Dużym plusem jest, że ładnie się prezentuje i przyciąga wzrok. Wygląda na ciężką i faktycznie jest dosyć ciężka, ale dzięki temu tworzy się spójność – bogato zdobiony, masywny flakon kryje w sobie bogactwo, tajemniczość, intensywność aromatu. 


Wraz z pierwszym psiknięciem opuściły mnie wszelkie obawy. Sama nazwa wskazywała na ciepłe, zmysłowe, eleganckie, słodkie, otulające perfumy. Przypomnijcie sobie teraz zapach kawy o poranku, smak waniliowego budyniu i waty cukrowej, woń kadzidełek w indyjskim sklepie, kokosowo - waniliowych ciasteczek babuni.


Nuty zapachowe 

Początek zapachu przypomina mi delicje szampańskie zanurzone w gęstym, słodkim syropie klonowym - czuję dojrzałą śliwka i romantyczne Ylang Ylang.


Mówi się, że Ylang Ylang najlepiej łączy się z wonią bergamotki, lawendy i drzewa sandałowego. Jeanne Arthes udowadnia, że towarzystwo śliwki, kokosa, drzewa cedrowego, wanilii i piżma tworzy uwodzicielskie, seksowne pachnidło.

Guipure & Silk Ylang Vanille w ogóle mnie nie irytują a relaksują, nie obawiam się używać odrobiny podczas upałów, choć zawierają składniki o potężnej mocy. Nic na to nie poradzę, że najlepiej czuję się właśnie w takich nutach. Wówczas łagodnieje mój wizerunek zimnej królowej śniegu, świat staje się piękniejszy i łagodniejszy.


Jak rozwija się zapach?

Nuty ciekawie zmieniają się na mojej skórze, ostatecznie przybierając aromat kokosa (dającego ledwo wyczuwalne uczucie chłodu) i wanilii. Sądzę, że to olejek Ylang Ylang, jako składnik generalnie służący relaksacji pozytywnie opętał moje zmysły, powodując, że chcę Guipure & Silk Ylang Vanille stosować kilka razy w ciągu dnia, choć maksymalnie tak naprawdę dwie aplikacje by wystarczyły.


Ylang Ylang w omawianych perfumach jest najbardziej intensywny, ale też najbardziej zagadkowy. Słodki, z kwiatowo - korzennym powiewem niesie ze sobą także aromat banana, którego w składzie przecież nie ma. Na samym końcu niniejsze perfumy stają się nieco przydymione, kadzidlane aż wreszcie zanikają.

Orientalne perfumy nigdy nie wyjdą z mody, są bardzo kobiece i sensualne, czego potwierdzeniem są Guipure & Silk Ylang Vanille. Wyraziste, ale nie drapieżne, rozgrzewające i przyjemnie "drażniące" zmysły, charakteryzujące się dobrą trwałością i ciekawą projekcją, przypominają smak i zapach słodyczy, miękko i harmonijnie "układają się" na skórze tworząc hipnotyczną aurę.


Komu szczególnie polecam ten zapach?

Myślę, że wielbicielki aromatu kokosa, wanilii i zmieniającego swe zapachowe oblicze o różnych porach dnia Ylang Ylang będą zachwycone tymi perfumami i nie wątpię, że będą chciały czuć je na sobie przez cały czas. Na dzień dzisiejszy trudno mi jest wyobrazić sobie kobietę dynamiczną, której "wszędzie pełno" jako adresatkę Guipure & Silk Ylang Vanille. Zdecydowanie dedykuję ten zapach paniom pewnym siebie, ale w duchu spokojnym; romantycznym. Warto przetestować, nawet dla samego przekonania, poznania innego niż dotychczas zapachu.



Czy warto kupować perfumy w ciemno?
Oto kilka zasad dlaczego jestem na TAK!

Muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona z  debiutanckiego zakupu perfum w ciemno,  dlatego też postanowiłam napisać dla Was recenzję. Podsumowując całość, warto kupować perfumy w ciemno, jeśli ktoś z Was kolekcjonuje ciekawe flakoniki, lubi testować nowości, zbiera doświadczenia zapachowe. W przypadku drogich pachnideł można spróbować z mniejszymi pojemnościami, czy uprzednim podziałem na kategorie zapachowe. Nigdy nie drażniły i nie mdliły mnie perfumy orientalne, a wręcz przeciwnie działały albo pobudzająco albo relaksująco.


Powody, dla których ponownie sięgnę po perfumy Jeanne Arthes Guipure & Silk Ylang Vanille: rozkosznie otulają moją skórę i zuchwale uwodzą, pozostawiając zmysły w gotowości, są zaskakująco trwałe. Co więcej po prostu pasują do mnie i czuję się komfortowo mając je na sobie. I o to w tym wszystkim chodzi i nie zgodzę się z teorią, że pierwsze wrażenie zdarza się raz. Czasem wystarczy popatrzeć z innej perspektywy.


Czy kupujecie perfumy w ciemno? Czy lubicie orientalne zapachy czy raczej świeże? Robiliście kiedyś zakupy w perfumerii Dex Plus?




24 sierpnia 2017

Oleożel Cleanology do demakijażuz Dr Irena Eris recenzja

Kiedy mam chwilę tylko dla siebie, testuję nowinki kosmetyczne i różne ciekawe produkty warte zainteresowania. Zawsze oczyszczam twarz przed snem, nawet jeśli tego dnia się nie malowałam. Ostatnio spróbowałam zestaw do rytualnego oczyszczania twarzy...

Dr Irena Eris Cleanology Face Cleansing Ritual, którego zawartość składa się z oleożelu i mini ręczniczka z mikrofibry, wszystko po to, aby jak najpełniej przywołać atmosferę luksusowego SPA. Jeśli jesteście ciekawi, czy ten nowatorski kosmetyk sprawdził się u mnie, zapraszam do przeczytania całej recenzji.





Srebrna tuba zawiera 175ml produktu. Zapach jest świeży, kwiatowo - owocowy, czuję woń mandarynki, peonii i róży, przypominają mi się urocze perfumy Naomi Campbell Cat De Luxe With Kisses oraz Beyonce Rise. Miłe wspomnienia powodują, że codzienny demakijaż jest przyjemniejszy i niepowtarzalny.

Konsystencja to przezroczysty, gęsty, odświeżający żel, który pod wpływem rozprowadzania zmienia się w aksamitny olejek. Aplikacja okazała się dla mnie nowością, innowacją, zaskoczeniem. Do pełnego oczyszczania twarzy wystarczy dosłownie odrobina preparatu. Nakładamy na suchą skórę całej twarzy (również na powieki i usta), następnie wykonujemy małe, koliste ruchy, by równomiernie pokryć twarz. U mnie trwa to trzy minuty.


Tym sposobem serwujemy sobie za darmo luksusowy, ujędrniający, pobudzający automasaż twarzy a skóra odwdzięczy się nam ładnym kolorytem, będzie dotleniona i zrelaksowana, lepiej wchłonie składniki odżywcze zawarte w niniejszym oleożelu.

Stosowałam też na skórę uprzednio zwilżoną wodą termalną, aby produkt lepiej się rozprowadzał podczas masażu, aczkolwiek nie jest to konieczne, zrobiłam to z ciekawości. Formuła jest przecież olejowa, tłusta.


Po wykonaniu automasażu, kładziemy na twarz zwilżony ciepłą wodą mini ręczniczek (wymiary 35 x 24cm). Ciepło płynące z kompresu stymuluje właściwe działanie preparatu, kojąc i przywracając skórze równowagę. Taki kompres trzymam na twarzy pięć minut, po upływie tego czasu wycieram twarzy tym samym ręcznikiem. Producent sugeruje, aby po zakończeniu czynności nie spłukiwać twarzy wodą tylko nałożyć ulubione serum lub krem.



Na blogu kilkakrotnie podkreślałam, że po zastosowaniu mleczek, śmietanek czy płynów micelarnych czuję przymus opłukania twarzy wodą. Tak jest i w przypadku omawianego kosmetyku. Miałam wrażenie, że nie dokładnie wytarłam twarz stąd przymus użycia wody. Oczywiście jak to zwykle bywa, moje obawy okazują się być bezpodstawne, oleożel dokładnie oczyszcza skórę, pozostawiając ją miękką, nawilżoną, delikatną w dotyku, bez efektu ściągania. Po każdorazowym użyciu ręczniczka trzeba go uprać. Szkoda, że w pudełku nie ma dwóch - na rano i na wieczór.


Jakie składniki aktywne kryją się w niniejszym produkcie?

Gliceryna - nawilżająca, tworząca na powłoce skóry tzw. okluzję czyli specyficzny ochronny film

Emolienty - natłuszczające; pośrednie działanie nawilżające

Olej z nasion winogron - działanie antyoksydacyjne, hamuje proces starzenia się skóry, działa kojąco oraz przeciwzapalnie

Olej ze słodkich migdałów - zmiękcza naskórek, jednocześnie wzmacnia barierę lipidową

Oliwa z oliwek - działa silne odżywczo i natłuszczająco

Wyciąg z błękitnej algi - chroni przed niekorzystnymi wpływami środowiska

Witamina C i E - razem przyspieszają regenerację, nawilżają, poprawiają ukrwienie skóry

Zalety rytualnego oczyszczania twarzy z Dr Ireną Eris:


✔ Nowatorska propozycja demakijażu twarzy, łącząca skuteczne oczyszczanie z ujędrniającym masażem zakończonym odprężającym kompresem

✔ Ręczniczek posiada ultra-miękkie włókna, delikatnie peelingującą strukturę, dzięki czemu pobudza mikrokrążenie skóry, złuszcza martwy naskórek odsłaniając zrelaksowaną, wygładzoną cerę

✔ Produkt polecany jest do każdego rodzaju skóry, lecz moim zdaniem to idealne rozwiązanie dla normalnej i bardzo przesuszonej cery (ze względu na żelowo - olejkową a co za tym idzie natłuszczającą formułę

✔ Rytuał nie wymaga używania wody

✔ Do codziennego stosowania rano i wieczorem, zmywa nawet wodoodporny makijaż oczu i ust

✔ Choć wymaga zwiększenia nakładu czasu podczas oczyszczania, ale ma większą przewagę nad mleczkiem czy płynem micelarnym, gdyż gwarantuje skórze upojne chwile relaksacji

✔ Bardzo wydajny kosmetyk, wystarczy dwie - trzy krople do pełnego demakijażu

✔ Formuła testowana dermatologicznie

Ciekawa konsystencja, fajny zapach i skuteczne działanie - te czynniki spowodowały, że chętnie sięgam po ten kosmetyk również rankiem, w celu obudzenia skóry, niwelowania zmęczenia.

Czuję, że marka inspirowała się japońskim stylem w demakijażu, w którym celem jest dokładność i dosłownie dostarczanie dobra swojej skórze. Warto spróbować, by doświadczyć odprężenia, ulgi, a przy tym stać się posiadaczem aksamitnie gładkiej skóry, jakby zupełnie nowej, przede wszystkim solidnie oczyszczonej i przygotowanej do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych.

Więcej informacji na temat recenzowanego oleożelu Dr Irena Eris z linii Cleanology znajdziecie pod poniższym linkiem:


  

17 sierpnia 2017

Jak pachną męskie perfumy Jeanne Arthes Colonial Club Signature?

Idealna męska woda toaletowa?  To woda, która łączy w sobie świeżość, zmysłowość i energię. Tak przynajmniej twierdzicie Wy - Czytelnicy. Francuska firma Jeanne Arthes wprowadzając na rynek najnowszy męski zapach Colonial Club Signature odwołuje się do ewolucji współczesnej męskości, opowiadając najnowszą historię o....
zmieniających tożsamość klasycznych akordach przenikających przez nowoczesność. Czyż nie brzmi to jak perfumowy ideał?

Nazwa niniejszej wody toaletowej Colonial Club Signature oznacza w języku angielskim  (w wolnym tłumaczeniu) - Klucz do Klubu Kolonialnego. Do klubu należą Prawdziwi Dżentelmeni – charyzmatyczni mężczyźni, o silnej osobowości, pełni pasji, entuzjazmu, miłości do podróżowania oraz miłości do życia. To panowie niczym z obrazka, z ekranu, z moich wspomnień i wyobrażeń, kiedy byłam małą dziewczynką –  wtedy Panowie byli eleganccy, z klasą, stylowi i to niezależnie czy byli ubrani w markowy garnitur, marynarkę czy bluzkę polo.


Proste, a zarazem eleganckie kartonikowe opakowanie Colonial Club Signature pokryto miłym w dotyku szarym zamszem. Buteleczka wykonana z masywnego szkła zachowała taki sam kształt jak w pierwszym Colonial Club.

Nuta głowy złożona z bergamotki, szałwii i gruszki razem przybierają ziołowo - słodko - chłodny styl, kurczowo trzymają się akordów cierpkiej lawendy, drewna pomarańczowego, bobu tonka zawartych w sercu zapachu. Dopiero intensywne, ostre nuty cedru i nieco łagodniejszej, słodszej ambry, splecione razem wydobywają całą niezwykle magnetyczną moc zapachu, za którą podąża ekscytacja, pragnienie i pokusa.

Zastanawia mnie też specyficzny słony akcent w tle, który znienacka wplata się w słodycz, nadając całości orientalnego charakteru. Czyżby to była spokojna ambra i bób tonka? Bo bez wątpienia bób tonka wiedzie w kompozycji prym i dosłownie ma wiele "twarzy". Nawiązuje do aromatu rumu, wanilii, karmelu, świeżego siana, goździków, wędzonych śliwek, migdałów, słonej wody morskiej.





Tak jak kolonialny styl wnętrz charakteryzujący się głębokimi barwami przesiąkniętymi egzotyką, migoczącymi światłocieniami - woń opisywanej wody toaletowej jest taka gęsta, głęboka, szlachetna, esencjonalna, przesycona różnorodnością aromatów, ale ostatecznie przyjemnie świeża, na przemian zadziorna, z odrobiną słodyczy.


Colonial Club Signature od Jeanne Arthes - zalety perfum i ciekawostki:


✔ to zapach długo wyczuwalny na skórze i na ubraniu

✔ wydajny flakon o pojemności 100 ml

✔ elegancki, ponadczasowy zapach - zmysłowa klasyka łączy się z dynamiczną nowoczesnością

✔ prawdziwie męskie, dla odważnych panów z klasą

✔ flakonik wygodnie leży w dłoni, nie zabiera dużo miejsca na półce; choć wygląda minimalistycznie, zawiera bogactwo składników

✔ nieco spokojniejszy od pierwszego Colonial Club, lecz wciąż zachowujący ostrzejszą nutę przełamaną ciepłą słodyczą

✔ stacjonarnie dostępne tylko w drogerii Hebe, a w internecie u oficjalnego polskiego dystrybutora na stronie sklep.dexplus.pl

Prawdziwi dżentelmeni dzięki intensywności i wyrazistości kompozycji podkreślą swoją silną osobowość.



Szczerze powiedziawszy zapach tak bardzo mi się podoba, że bez zbędnego zastanowienia sama używam kropelkę, bo wyczuwam w nim znajome, klasyczne nuty, przypominające mi o dawnych czasach, a tym samym idealnie pasujące do teraźniejszości.  

Colonial Club Signature by Jeanne Arthes polecam wszystkim panom, którzy szukają trwałych, wyrazistych perfum, lubią zmysłowe, orientalne, ciepłe kompozycje, nie chcą przepłacać, a chcą mieć naprawdę dobrej jakości pachnidło.

 

16 sierpnia 2017

Intesywna pielęgnacja ciała z Amway Recenzja produktów kąpielowych G&H

Kiedyś nie miałam potrzeby regularnego używania balsamu po kąpieli aczkolwiek lubiłam efekt wypielęgnowanej skóry. Im jestem starsza tym moja skóra ma większe potrzeby, częściej muszę ją nawilżać, delikatne mgiełki nie dają upragnionego rezultatu poza ładnym zapachem, ale ostatnimi czasy...
.....nie lubię też gęstych, wolno wchłaniających się specyfików. Szukałam czegoś "po środku" a najlepiej z żelem pod prysznic do kompletu.



Lubię testować nowości dlatego zdecydowałam się opisać Wam dwie nowe propozycje kąpielowe od Amway - linia G&H NOURISH+ i G&H REFRESH+. Niewiele firm kosmetycznych decyduje się na wprowadzenie żelu i balsamu z jednej serii.











We wcześniejszych postach omawiałam znaczenie obu serii, kluczowe składniki i działanie. Poranny, chłodny prysznic to coś wspaniałego, idealne rozpoczęcie nowego dnia, symboliczne zmycie kłopotów, głęboki relaks. Aby w pełni poczuć zalety porannego prysznica polecam serię G&H REFRESH+ o działaniu odświeżająco - nawilżającym. Natomiast na zakończenie dnia, kiedy chcemy ukoić zmęczoną skórę, odżywić, zregenerować, warto wypróbować żel i balsam G&H NOURISH+.



Zalety żeli pod prysznic Amway G&H (Gentle & Healthy):


✔ duże opakowania zawierające 400ml produkty

✔ nie zawierają pompki dozującej płyn, ale i tak stosowanie nie sprawia kłopotów, kończące się opakowania stawiam do góry nogami

✔ wraz z działaniem mamy wybór zapachu kosmetyku: świeży i chłodny lub miodowy, słodkawy i ciepły

✔ kremowa i gęsta formuła, dobrze się pieni, łatwo spłukuje

✔ nie wysusza skóry, przynosi ulgę skórze, rozbudza

✔ można dolać kilka kropel do kąpieli w wannie, ja lubię dodawać wersję G&H NOURISH+ do rytualnej, relaksacyjnej kąpieli stóp

✔ zawiera naturalne aktywne składniki myjące i pielęgnacyjne (m.in. miód, aloes, kwiat pomarańczy, wyciąg z zielonej herbaty)

✔ linia G&H NOURISH+ zawiera biodegradowalną formułę, nie zawiera soli kwasu siarkowego ani triklosanu

✔ linia G&H REFRESH+ jest wyjątkowo łagodna, gdyż nie zawiera mydła a mimo to znakomicie odświeża i przywraca komfort

✔ bardzo wydajne

Skóra jest naszą jedyną barierą ochronną, nie nawilżana pęka, staje się szorstka, swędzi, piecze, często widać na niej białe, pionowe kreski, mamy wrażenie ściągnięcia skóry.



Jaka jest różnica między emulsją a mleczkiem do ciała?


Zalety emulsji do ciała G&H NOURISH+:

✔ gęsta, kremowa konsystencja konsystencja

✔ pozostawia wyczuwalny, subtelnie błyszczący, bo natłuszczający film na skórze

✔ wchłania się nieco wolniej niż tradycyjny balsam, ale dzięki temu daje skórze długotrwałą ulgę i ukojenie

✔ najlepiej stosować codziennie w celu uzyskania zdrowego wyglądu skóry

✔ wydłuża nawilżanie do 24h

✔ bardzo dobre do stosowania po depilacji

✔ miodowo - mleczny, słodkawy, uspokajający zapach

✔ wygodna pompka ułatwiająca dozowanie


Zalety mleczka do ciała G&H REFRESH+:

✔ ultralekka konsystencja, szybko wchłaniająca się

✔ mleczko pozostawia skórę nawilżoną, ale matową

✔ zmiękcza skórę, odbudowuje naturalną barierę wilgoci skóry

✔ odświeża i wygładza

✔ można się od razu ubrać, nie pozostawia tłustych plam na ubraniu

✔ również posiada przydatną do aplikacji pompkę i blokadę przed przypadkowym naciśnięciem

✔ mniej wydajne niż emulsja


Sądząc po opisie, oba produkty są bardzo do siebie podobne, jeśli chodzi o właściwości. Emulsja zadziała wolniej, ale długofalowo, zaś lekkie mleczko przyniesie natychmiastową ulgę, ale porównując czas działania - będzie on moim zdaniem krótszy.

Ale mamy wybór i w zależności od naszych preferencji możemy stosować emulsję, np. po depilacji lub jako krem do rąk, zaś mleczko w celu odświeżenia i przywrócenia nawilżenia nawet podczas dnia.

Prezentowane kosmetyki bardzo polubiłam ze względu na zalety jakie posiadają, funkcjonalne opakowania, nowe ulepszone formuły i duże, wydajne opakowania. Zachęcam do przeczytania informacji o tych produktach na stronie firmy Amway, podaję Wam jak zawsze bezpośredni link.


 

11 sierpnia 2017

Czy warto kupić perfumy w kulce? Poznajcie wady i zalety rollonów!

Perfumy w kulce dla jednych to już przeżytek, inni nie mogą się bez nich obyć. Symbol lat 90tych czy nic nie znaczący kosmetyk, który marnuje nasz czas?

Zastanawiając się przez chwilę dochodzę do wniosku, iż takie pachnidełka mają jednak swoje zalety, wystarczy dać im szansę. Dziś niestety niewiele firm decyduje się na ich produkcję. Poznajcie wady i zalety pachnideł kulkowych.

Kiedy byłam nastolatką produkty w kulce, choć nie zawsze skuteczne i przyjazne skórze miały swoje "pięć minut"; uczulające dezodoranty i smakowe błyszczyki, do których niemiłosiernie przylepiały się włosy, aż wreszcie perfumetki roll on, pachnące bardziej alkoholem niż właściwym zapachem.

Zalety i wady perfum w kulce przedstawiam na swoim przykładzie. Miałam okazję używać od najtańszych po droższe, polskich i zagranicznych marek. Rezultat jaki uzyskiwałam był zawsze taki sam, nie był w 100% satysfakcjonujący.


Perfumy w kulce. Zalety i wady - info dla początkujących perfumowiczów:


✔ choć często bywają w formie olejkowej to nie często bywają tak samo intensywne jak klasyczne wersje w atomizerze, ich projekcja na odległość nie osiąga tak dobrych rezultatów jak w przypadku "psikanych".

✔ idealne do spotkań we dwoje, aby poczuć zapach trzeba być w bliskiej odległości i przede wszystkim dużo go użyć.

✔ zmieszczą się w każdej torebce a jeśli stłuką nie jest żal wyrzucić, bo są to małe, "przenośne" pojemności, czasem jednak malutkie osiągają zawrotne ceny.

✔ dyskretne a sam gest i moment perfumowania się jest elegancki i zmysłowy.

✔ prosta aplikacja, lecz bywa, że nawet tuż po zakupie kulka zacina się i "zastyga" nie doprowadzając perfum do ujścia.

✔ jeśli posiadacie perfumy w atomizerze to kulkowe z tej samej linii będą fajnym uzupełnieniem (również jako dodatek do prezentu), w niewielkim jednak stopniu podbiją trwałość i intensywność zapachu.


✔ polecam szczególnie początkującym perfumowiczom, podróżującym i minimalistom.


✔ małe pojemności (np. 10ml) pozwalają na częste zmiany flakoników.

✔ niestety nie będziemy mieć frajdy jaką jest "wchodzenie" w świeżą, orzeźwiającą, pobudzającą mgiełkę zapachu.

✔ nie pozostawiają śladów na skórze, raczej nie powinny powodować przesuszenia, mogą brudzić ubrania.

✔ tak samo jak w przypadku klasycznych perfum, kulkowych nie poleca się stosować pod pachami.

✔ jeśli chodzi o miejsca na ciele idealnych do perfumowania się i o przechowywanie fiolek to w przypadku kulkowych obowiązują takie same zasady jak w przypadku tradycyjnych.

✔ nakładanych kilka tuż obok siebie (nigdy nie na sobie) stworzą ciekawą, oryginalną kompozycję zapachową.

✔ szybciej się psują, przez kontakt ze skórą do wnętrza flakonika przenoszone są bakterie i inne zanieczyszczenia.



Czy osiągając sędziwy wiek nie powinno się używać perfum? Jestem ciekawa czy zgodzicie się z powyżej wymienionymi właściwościami perfum w kulce? Poznajcie opinię kilku moich znajomych i Czytelników, co sądzą o perfumach w kulce.

Paweł (46) - zdecydowanie wolę perfumy z atomizerem, co prawda zabierają więcej miejsca, ale dłużej i mocniej pachną. Tak naprawdę nie spotkałem się jeszcze z męskimi perfumami w kulce.

Bartosz (39) - wolę perfumy tradycyjne, które czuję na sobie, kulkowe byłyby za delikatne dla mnie.

Monika (24) - zalety perfum w kulce moim zdaniem są niewielkie, można z takimi poeksperymentować, na dłuższą metę się nie sprawdzają. Lubię wyraziste pachnidła, kulkowe wydają się za słabe.

Teresa (66) - nie muszę się martwić i myśleć gdzie kupić perfumy w kulce. W małej zaprzyjaźnionej drogerii zawsze takie nabywam. Lubię ich używać, moim zdaniem w pewnym wieku nie należy przesadzać z perfumami.

Dagmara (36) - używam perfum w kulce kiedy chcę skusić ukochanego do miłosnych igraszek. Perfumuję się przy nim, delikatnie i powoli pocieram perfumami skórę, on wtedy patrzy i wie na co jestem gotowa. Nie muszę używać słów, odpowiedni zapach naprawdę działa! Może i jestem oldschoolowa, najważniejsze, że moja metoda działa.


Szczerze mówiąc ja preferuję klasyczne buteleczki, mniejsze też można przecież częściej wymieniać na inne. Choć perfumy w kulce są dosłownie "bezgłośne" i takie "sekretne", psikanie się w wybrane miejsca na ciele jest przyjemniejsze, poprawiające nastrój i oczywiście bardziej odświeżające. Bywają jednak dni, kiedy nie mam chęci mocno się perfumować, wówczas kulkowe okazują się idealnym rozwiązaniem.