SZUKAJ NAZWY PERFUM LUB KOSMETYKÓW

30 października 2018

Krem pod oczy ARTISTRY YOUTH XTEND zalety i właściwości


Sucha skóra wokół oczu? U mnie zdarza się to dosyć często, bo dużo czasu spędzam przy komputerze i w telefonie. W okresie jesienno - zimowym jestem szczególnie niewyspana, mam wrażenie, że obowiązków mi przybywa, szybko tracę energię i witalność. Postanowiłam zadbać porządnie o te najwrażliwsze miejsce na całej twarzy póki nie jest za późno. Wybrałam odżywczo - przeciwzmarszczkowy krem ARTISTRY YOUTH XTEND ze sklepu internetowego Amway.pl



Skóra pod oczami:
- odzwierciedlenie naszego trybu życia i ma inne wymagania pielęgnacyjne co skóra twarzy
- w największym stopniu narażona na działanie czynników zewnętrznych
- najszybciej pojawiają się zmarszczki zwłaszcza jeśli jest sucha
- składa się z bardzo delikatnych włókien kolagenowych i elastynowych oraz naczyń włosowatych (w skórze twarzy są włosowate i krwionośne) przez co ma tendencję do obrzęków
- praktycznie pozbawiona jest gruczołów łojowych przez co szybko traci wodę
- należy ją chronić poprzez preparaty nawilżające i odżywcze
- grubość nie przekracza 0,5 mm podczas gdy na pozostałych partiach twarzy wynosi około 2 mm
- regularne i intensywne nawilżanie dwa razy dziennie ku przywróceniu prawidłowej równowagi hydrolipidowej
- prawidłowa dieta dla dobrej kondycji skóry pod oczami i wokół nich ma być bogata w nienasycone kwasy tłuszczowe i dużą ilość wody
- niektórzy porównują skórę pod oczami do jesiennych liści, jest zszarzała, cienka, po prostu brzydka... 



 



Na samym początku kiedy otwieram słoiczek z kremem pod oczy (i do twarzy też) zwracam uwagę na zapach. Ostatnio nie przepadam za wonią ogórkowo - aloesową i kwiatową. W przypadku kremu ARTISTRY YOUTH XTEND (oraz całej linii) moje oczy zauważyły piękne, ekskluzywne, futurystyczne opakowanie, niewątpliwie zachęcające do systematycznego stosowania. 

Zapach kosmetyku po otwarciu i podczas aplikacji jest owocowo - kakaowy, stopniowo zanikający. Formuła gładka i jedwabista, konsystencja bogata czyli jest dosyć gęsta, ale świetnie się rozprowadza; ochronna, natłuszczająca, wszystko po to, by przywrócić młodzieńczy blask. 

Wchłania się do 5ciu minut, w tym czasie zazwyczaj myję zęby albo wybieram kosmetyki do makijażu. Bogata formuła tego produktu nie jest przypadkowa, krem został stworzony z myślą o walce z mikrouszkodzeniami skóry wokół oczu i zmarszczkami (zapobieganie powstawaniu i spłycanie już powstałych). 

Pierwsze efekty zauważalne u mnie były po minimum trzech tygodniach systematycznego stosowania, po tym czasie skóra jest odżywiona i nawilżona, poprawia się bariera lipidowa skóry, spojrzenie odzyskuje młodzieńczy blask, spowalnia proces starzenia poprzez ochronę skóry przed wolnymi rodnikami i przyszłymi uszkodzeniami. Ważne dla mnie jest to, że pielęgnacja z ARTISTRY jest skuteczna i przyjemna. Podkreślę jeszcze raz, systematyczność jest wielce istotna, tylko wtedy mamy pewność, że odpowiednio dbamy o skórę, chronimy ją i pielęgnujemy w delikatny sposób. 

Ponadto dzięki gęstej i aksamitnej konsystencji krem jest wydajny, nie musiałam dużo nakładać, a jeśli już skusiłam się na więcej to fundowałam sobie kilkuminutowy masaż. Nie jest to produkt niwelujący zasinienia i opuchliznę wokół oczu więc jeśli tego szukacie, to bardziej bym skłaniała się w stronę żeli lekko chłodzących i ciepłych okładów ze świetlika lekarskiego.



Krem pod oczy ARTISTRY YOUTH XTEND:
- tuż po aplikacji przynosi ulgę przesuszonej skórze
- odpowiednio nawilża, poprawia trwałość makijażu
- walczy z niedoskonałościami skóry i zapobiega ich powstawaniu
- przywraca blask i jędrność czyli dosłownie - MOC
- zmniejsza drobne linie i zmarszczki "prasując je" czyli spłycając a nie odbijając światło
- poprawia barierę lipidową skóry pod oczami i na powiekach
- przyjemnie pachnie, dzięki czemu stosowanie jest satysfakcjonujące, podobnie jak całościowe działanie




Dlaczego warto sięgnąć akurat po krem pod oczy ARTISTRY YOUTH XTEND a nie inny? 

Po pierwsze składniki, składniki obejmują substancje pochodzenia naturalnego czyli wyciągi z owoców czarnej porzeczki oraz zielonej aceroli - gwarantują solidne nawilżenie i odżywienie skóry. 

Następnie w składzie zawarto wyciąg z owoców baobabu afrykańskiego wykazującego unikalną zdolność ochrony skóry przed uszkodzeniami w przyszłości. Ponadto, ujmijmy to jako owocowe wyciągi, gwarantują ładny zapach kremu. Kolejnym kluczowym elementem kremu pod oczy od ARTISTRY jest kompleks LifeSirt w połączeniu z opatentowanym peptydem Micro-X6 (stąd nazwa YOUTH XTEND), który przywraca świeży, młodzieńczy, jędrny wygląd skóry wokół oczu (zwiększa poziom kolagenu), co za tym idzie, zapewniając luksusową pielęgnację. Warto dodać, iż wspomniany kompleks LifeSirt zwiększa produkcję protein aż o 280%. 
Podsumowując, jeśli marzy Wam się mocna, jędrna, wygładzona, solidnie nawilżona skóra pod oczami to ten krem spełni to marzenie, wymagana jedynie cierpliwość i systematyczność w stosowaniu. Sama aplikacja jak wspomniałam jest niezwykle przyjemna, gdyż krem gładko rozprowadza się na skórze, nie tworzy wrażenia zastygającej maski, jest świetną bazą pod korektor lub podkład jeśli tam go nakładacie. 

Dla mnie ten krem jest rewelacyjny i dobrze, że po niego sięgnęłam. Zresztą cała linia ARTISTRY YOUTH XTEND walczy z upływem czasu, regeneruje skórę (nie tylko po lecie) i sprawia, że jest młodsza a rysy twarzy stają się łagodniejsze. Najlepiej by było (jeśli oczywiście nie znacie jeszcze tego kremu) zapytać prywatnego przedsiębiorcę Amway, który zajmuje się tymi kosmetykami, umówić się z nim na spotkanie, w ramach którego przetestujecie ten krem i dowiecie się więcej o jego właściwościach i zaletach. Ewentualnie odwiedzajcie sklep internetowy Amway.pl

„Każda kobieta jest jedyna w swoim rodzaju. Jej piękno to niepowtarzalne dzieło sztuki.” - Edith Rehnborg, pionierka, przedsiębiorczyni i założycielka marki ARTISTRY.

16 października 2018

Kosmetyki Vipera i kawałek mojej beauty historii


Kochani, ten post będzie długi, ale dochodzą do mnie wiadomości, że takie najbardziej lubicie. Nie będę go edytować i poprawiać, nie mam na to czasu a chcę jak najwięcej dla Was napisać.  

Chcę się podzielić z Wami kawałkiem mojej beauty historii i dziś pod lupę biorę polskie kosmetyki makijażowe Vipera, które kupiłam w oficjalnym sklepie internetowym i zaznaczam, że nie jest to post sponsorowany czy coś w tym stylu, piszę o tej marce z sentymentu i sympatii. Próbowałam "odwzorować" tamte kosmetyki i tamten czas nabywając kilka produktów. Czytajcie dalej, aby przekonać się czy mi się to udało.


Kosmetyki Vipera poznałam w drugiej połowie lat 90tych, kupowałam je w osiedlowym sklepie w Legionowie (dziś już nie istnieje), później pojawiły się w prywatnej drogerii, w której pracowałam będąc nastolatką i poznawałam świat piękna - piękne szminki, boskie perfumy (królowała wtedy debiutancka woda modelki Naomi Campbell), cudowne kolory lakierów do paznokci, zbierałam i wklejałam porady kosmetyczne z kobiecych magazynów i nie przypuszczałam, że kiedyś nadejdzie era internetu. 


Nieodłącznym elementem mojej ówczesnej kosmetyczki były dwa kolorowe produkty Vipera:

1 Prasowany puder z gąbeczką i lusterkiem. Jeśli dobrze pamiętam to opakowanie było albo ciemnoszare albo granatowe, na pewno prostokątne. Testowałam na sobie wiele kosmetyków i często popełniałam błąd nakładając sam puder w kamieniu na nakremowaną twarz. Dziś wiem, że wybierałam wtedy zbyt ciemny kolor  tego pudru, w sklepie często brakowało jaśniejszych, wobec czego nie zawsze wyglądałam dobrze, choć produkt sam w sobie jak na tamte czasy był dobrej jakości. To był odcień medium. 

Tak czy inaczej, ten puder mogłam mieć zawsze w torebce, by w każdej chwili poprawić makeup i czuć się luksusowo, muszę jeszcze raz podkreślić - jak na tamte czasy. 

Z biegiem lat powstawały w Polsce drogerie sieciowe, znikały te małe prywatne i w moim mieście marka Vipera była trudno dostępna, zaś zakupy internetowe nie były jeszcze takie modne, moja koleżanka kupowała gdzieś te kosmetyki i mi je wysyłała. A ja marzyłam, że zostałam twarzą Vipery, niczym amerykańska celebrytka jeździłam po Polsce i świecie lansując je na eventach a moje fotografie na tle pięknych kosmetyków widziałam w prasie. Jeździłam na różne castingi w nadziei, że tam będą i mnie dostrzegą. Ot, nastoletnie głupiutkie marzenia nie do spełnienia.

W sklepie internetowym w kolekcji na 2018 nie znalazłam chociażby odrobinę podobnego opakowania pudru jakie miał ten z końca lat 90tych. Obecne są okrągłe, np. linia Cashmere Veil, w pudrze mają wytłoczony wzór a zewnętrzna część jest wzorzysta. Kupiłam podkład kompaktowy Camera Photo Make-up w kolorze 03 Dandy i jest sporo ciemniejszy od mojej skóry, kolorem i ostatecznym wykończeniem niebywale podobny do ówczesnego pudru.



2 Pojedyncze cienie do powiek. I tu zaczyna się zabawa. W esklepie znalazłam podobne do tych z dawnych lat i kupiłam kilka (mam na myśli podobne opakowanie). Jest to linia Neo Joy. Kolory, które wybrałam to 912, 949, 955, 968. Z drugiej linii Younique wybrałam numer 212 ciemny zielony mat. Linia cieni Younique najbardziej przypomina mi wspomniane pudry w kamieniu, brzegi opakowania są kanciaste. 

Odpowiada mi jakość dzisiejszych produktów z Vipery. Przedstawione cienie nie osypują się, trzymają się cały dzień, mają mocne barwy, są wygodne w aplikacji, mają poręczne malutkie opakowania i nie zajmują wiele miejsca w kosmetyczce. Nie widzę różnicy w jakości pomiędzy Neo Joy a Younique. Obie linie są tak samo fajne.  

Wybrałam 2 odcienie zieleni, bo mam zielone oczy, kupiłam ostatnio kilka zielonych ubrań, moje spojrzenie będzie tajemnicze i niepokojące. Odcień rdzy nr 955 to typowo jesienny kolor i ładnie się komponuje z ciemnografitowym nr 912. Brąz nr 968 wpada w głęboki odcień śliwkowy i nałożony na środku powieki sprawia, że oczy są wyraziste. 

Obserwujcie moje instastory na instagramie @perfumella - tam często wrzucam zdjęcia kosmetyków i makijażu, jaki mam akurat na sobie i pasujące do tego zapachy.





Kiedyś nie potrafiłam łączyć poszczególnych odcieni i nawet nie próbowałam się za to zabierać. Dziś prawdę powiedziawszy jest podobnie, ale bardziej chodzi mi o czas. Nakładając jeden kolor na powiekę mam zapewniony cały makijaż oczu i mam chyba to szczęście, że jest mi w takim dobrze. 

Dawne odcienie jakie kupowałam z Vipery to ciemne zielenie, jasne kremowe nude oraz grafitowe. Taka była moda moi drodzy. Perła mieszała się z matem. Nakładałam cienie palcami, aby połysk perłowy był wyraźniejszy. W kolejnych latach jasne białe perłowe cienie i w ogóle rozświetlona twarz to był obciach. Od niedawna do łask wróciła połyskująca moda i ludzie zapomnieli, że to lata 90te zapoczątkowały ten trend. Do tego ciemne bordowo - brązowe usta w stylu bohaterek serialu Beverly Hills 90210, fryzura z grzywką na bok a'la Alf, szeroki sweter i martensy i to był super modny look.



Kupiłam również szminkę 04 z linii Just Lips. Kremowa, wygładzająca, kryjąca formuła, przyjemny słodki landrynkowy zapach, fajna trwałość i połysk, jakby wtopiony w usta. Myślę, że w przyszłości skuszę się na inne kolory tych pomadek a na pewno na cienie do powiek. Z wcześniejszych zakupów w drogerii, mam iskrzący perfumowany puder z dozownikiem - pompką, niczym perfumy z dawnych lat. 

Na zamówienie ze sklep.vipera.com.pl czekałam 2 dni i natrafiłam na ofertę - wysyłka za darmo przy zakupach od 100zł. Firma Vipera ma 30 lat, dzięki pojedynczym cieniom powróciłam do lat młodości. Jestem zadowolona z zakupów, ze wszystkich kosmetyków.  

A Wy jakie firmy kosmetyczne pamiętacie z młodości?

06 października 2018

Press Day ARTISTRY STUDIO POLSKA fotorelacja

3 października 2018 miałam okazję uczestniczyć w press day`u makijażowej marki ARTISTRY STUDIO. 



Zaprezentowano linię inspirowaną kolorowym Nowym Jorkiem. ARTISTRY STUDIO NYC Edition, bo tak brzmi pełna nazwa, to gama profesjonalnych kosmetyków do stworzenia dziennego i wieczorowego makijażu. 

Inspiracją do stworzenia tych produktów był miejski styl, jasne światła, blask tętniących życiem ulic Nowego Jorku, po prostu zachwyt pozytywną energią wielkiego miasta, które nigdy nie śpi. 

Spotkanie poprowadził Andrzej Sawicki - ekspert ds. makijażu marki ARTISTRY, przedstawiając sześć produktów, dzięki którym uzyskamy dowolną konfigurację "stylizacji" twarzy w prawdziwie instagramowym charakterze - ekspresyjnym i inspirującym. 

Kosmetyki posiadają kilka wariantów kolorystycznych, dla każdego z nich przewidziane jest kilka sposobów zastosowań a (nie będę oryginalna) ogranicza nas tylko wyobraźnia. 

ARTISTRY STUDIO to linia dedykowano pasjonatkom - niezwykłym kobietom, wychodzącym naprzeciw swoim marzeniom i pragnieniom, dla których każdy dzień i chwila jest cenna. Kiedyś mówiliśmy, że kobieta robi sobie makijaż, dziś mówimy, że tworzy autorską kreację makijażową... 

Produkty ARTISTRY STUDIO NYC Edition to: tusz do rzęs 3 w 1 (modyfikujemy kształt szczoteczki) - na stałe w kolekcji, wielofunkcyjna paleta (trzy odcienie różu i trzy odcienie cieni do powiek) - na stałe w kolekcji, limitowany rozświetlający puder w kompakcie z lusterkiem i ledowym światełkiem, kredki do oczu 2 w 1 - limitowane, szminki 2 w 1 w postaci kredki - limitowane, pozwalającej osiągnięcie efektu ombre oraz koloryzującego balsamu do ust - na stałe w kolekcji.  

Rozświetlacz oraz balsam do ust 212 Pink to dwa moje ulubione produkty z ARTISTRY STUDIO. Wspominałam to już parokrotnie na instagramie. Od siebie chciałam dodać, że ten rozświetlacz jest naprawdę wspaniały. Zaczęłam go stosować nie tylko do rozświetlenia twarzy, ale także na powieki jako cień, usta, ciało, natomiast balsam do ust nie dość że nawilża, wygładza powierzchnię ust to nadaje piękny kolor. Fajne jest w nim to, że krycie kolorem możemy stopniować i każda kolejna warstwa nie będzie źle wyglądać a wręcz przeciwnie, usta będą pełne, soczyste i porządnie odżywione. Na moim insta IGTV znajduje się filmik jak 212 Pink prezentuje się na ustach.

Zobaczcie zdjęcia z tego fajnego eventu a po opisy kosmetyków zaglądajcie na oficjalną stronę www.amway.pl i na mój blog oraz na insta @perfumellablog 




























24 września 2018

Mleczko perfumowane Yves Rocher Comme Une Evidence (recenzja)


Perfumowane mleczka do ciała zawsze omijałam szerokim łukiem, testowałam, ale nie kupowałam. Raz, że to raczej droga "impreza" a dwa, nawilżenie nie jest tak dobre jak w przypadku nawet najprostszych balsamów witaminowych. 



Przypadkiem zaczęłam używać Comme une Evidence z Yves Rocher. Dostałam je do zakupów w butiku tej firmy, cena regularna wynosi ponad 60zł za 200ml. Buteleczka nie zawiera pompki i myślę, że ze względu na "lejącą się" konsystencję mleczka jest to dobre rozwiązanie. 

Mleczko jest wodniste, szybko się rozprowadza a jeszcze szybciej wchłania, nie dając mi poczucia solidnego nawilżenia (mam na ciele skórę suchą) i miękkości w dotyku (to obiecywał producent). Z pewnością po kilku nałożonych warstwach to by było realne, ale nie o to chodzi. 

Olej ze słodkich migdałów i emolienty zawarte w składzie kosmetyku nie przyniosły mi oczekiwanej ulgi, ukojenia, nawilżenia, nie czułam wyraźnego ochronnego "filmu" na powierzchni skóry. Po nałożeniu skóra jest gładka i matowa. Jednym taki efekt może faktycznie pasować.



Więc po co pokazuję na blogu ten produkt skoro jego działanie mi nie odpowiada? Wyjątkiem jest nieziemski zapach. Czułam go w momencie aplikacji i długo potem, idealne odwzorowanie perfum Comme une Evidence. 

Muszę przyznać, że jest to najbardziej pachnące mleczko perfumowane do ciała jakie kiedykolwiek testowałam, najbardziej trwałe i nie zmieniające swojego charakteru w ciągu dnia. Świetne dopełnienie perfum, stosuję je również jako bazę. Tylko pod Comme une Evidence edp. Tak naprawdę mogłabym się obyć bez perfum. 

Producent podaje iż woń mleczka jest delikatna, oczywiście nie zgadzam się z tym. Zapach jest intensywny, kwiatowy, ale nie drażniący, towarzyszy mi przez cały dzień. Poprawia mi nastrój, czuję sie elegancko, działa relaksacyjnie. Piękny. Jestem nim zachwycona, więc jeśli szukacie bardzo trwałych perfumowanych mleczek do ciała, ale nie oczekujecie super nawilżenia, przetestujcie, które opisuję. Zawsze można użyć jakiegoś tłustszego bezzapachowego balsamu z apteki a dopiero później perfumowanego. Nie używam go na noc. Utrudnia mi zaśnięcie, zapach jest zbyt mocny, w ciągu dnia świetny. 



Pod względem trwałości zapachu, omawiane mleczko jest na wysokim poziomie, natomiast pod względem nawilżenia (podkreślam jeszcze raz - mam suchą skórę) to nawilżenie jest niewystarczające, ale da radę tą niedogodność obejść. Zważywszy na działanie perfumujące ciało mleczko Comme une Evidence jest bardzo wydajne, wystarczy niewielka ilość, żeby wokół nas powstała cudowna aura zapachowa.

Madame Perfumella Blog o perfumach i kosmetykach 2024